poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 5 Zaczyna się akcja...

<Natalia>
Następnego dnia miałyśmy dni otwarte w szkole. Taaa… może mnie ktoś schować ? Stwierdziłam, że w końcu kiedyś mnie znajdą, więc nie mogę uciec.  Leżałam na łóżku dobre dwie godziny. Ciocia sądziła, że śpię, a ja no cóż… słuchawki na uszach i cóż więcej mówić. Około godziny 12:45 postanowiłam wstać. Byłam głodna i zapewne gdyby nie to nie ruszyłabym się do momentu  w którym ktoś przyszedł by mnie brutalnie wyrzucić z łóżka. Na dole była już ciocia i Marianna uszykowane na baczność. Usiadłam do stołu, a zaraz za mną przyszedł wuja z Tobim. Fuu… okropne zdrobnienie.
- Witam wszystkich – pomachał do nas wuja z entuzjazmem gdy dochodził do stołu. Uśmiechnęłam się niewyraźnie.
- Cześć wujek ! – Marianna wstała żeby go przytulić.
- Ktoś tu wstał lewą nogą ? – skierował to w moją stronę.
- Możliwe… - mruknęłam
- Ej co jest ? – ech… ten mój dociekliwe wuja.
- Jestem zmęczona.
- Jest  1 a ty jesteś zmęczona ?
- Tak, i nie mam ochoty iść na dni otwarte.
- Aha, to by wiele wyjaśniało.
Ciocia przyniosła ciepłe naleśniki. Hmh… ujdzie.  Wzięłam jeden i powoli go przeżuwałam, licząc na to że się spóźnię. Niestety nie wyszło.
- Dobra dziewczyny za pół godziny widzimy się tutaj przygotowane do wyjazdu. Mam dzisiaj napięty grafik, więc szybko !  - ciocia uśmiechnęła się.
- Ja też muszę jechać ? – spytałam z udawanym zmęczeniem.
- Tak musisz. – dyskusja się skończyła. Poszłam na górę do pokoju się przebrać. Otworzyłam moją przezajebistą  szafę i wybrałam komplet.  Będzie się idealnie komponował z gipsem.




Zeszłam na dół.  Mary i ciocia czekały zniecierpliwione.
- Jestem możemy jechać . – oznajmiłam. Ciocia posłała mi mordercze spojrzenie.
Najpierw wysadziłyśmy Mariannę pod szkołą. Życzyłam jej powodzenia.
<<Marianna>>
Dni otwarte. Też sobie wymyślili… No, ale co tam, poszłyśmy obydwie. Ciocia wysadziła mnie przed sporym, jasno żółtym budynkiem. Natka została w samochodzie. Jej szkoła mieściła się trochę dalej. Ruszyłam w stronę ciężkich drzwi. Naparłam na nie z całej siły…. I nic. Taa.. standard. Spróbowałam jeszcze raz.
- Pomóc ? -  usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam dosyć wysokiego chłopaka, z potarganymi, jasnorudymi włosami i ślicznym uśmiechem.
- Byłoby miło – odpowiedziałam. Pchnął ciężkie skrzydło i weszliśmy do przestronnego holu. Chłopak wyciągnął do mnie dłoń.
- Percy  Smith. – Uścisnęłam jego rękę.
- Marianna Polaszek – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Jesteś stąd ? – spytał zakłopotany.
- Nie, dopiero co przyleciałam z Polski. Możesz mi mówić Mary.
- Znacznie łatwiej, dzięki.
- Jesteś tu pierwszy raz ?- zainteresowałam się.
- Nie od września idę na drugi rok, a ty ?
- Ja zaczynam, ale od 2 klasy. 1 zaliczyłam w Polsce. – wyjaśniłam. Percy uśmiechnął się.
- Może trafimy razem do klasy ! Na czym grasz ?
- Pianino i gitara.
- Tak samo !  Zdziwię się, jak nie trafimy razem do klasy. Chodź spróbujemy się ogarnąć – dodał i nim zdążyłam zaprotestować wziął mnie za rękę i pociągnął w głąb korytarza. Stanęliśmy przed wielką tablicą ogłoszeń. Percy zaczął studiować kartki z podziałami klasowymi.
- Tak! Zobacz jesteśmy w 2c. – roześmiał się. Spojrzałam na miejsce które pokazywał i stwierdziłam że ma rację. Zauważyłam także coś innego.
- Widzisz ?! Zaraz mamy spotkanie klasowe ! – krzyknęłam przerażona. Chłopak rzucił okiem na nr Sali i ruszyliśmy korytarzem. Spotkanie minęło nam szybko. Klasa składała się łącznie z nami z 18 osób. Po rozdaniu niezbędnych papierzysk wyszliśmy z Sali i ruszyliśmy do domu. Większość dziewczyn patrzyła na mnie podejrzliwie i z dystansem. Tylko jedna okazała się na tyle porządna, że kiedy czekałam pod szkołą na ciocię, podeszłą do mnie.
- Hej, jestem Olivia, a ty ? – uśmiechnęła się miło.
- Mary. A co z resztą dziewczyn ? – spytałam trochę smutna.
- Oh, chodzi im o To. – wskazała na moją rękę, a ja zorientowałam się, że mamy coś wspólnego. Obydwie miałyśmy na lewych nadgarstkach białe wstążki z czarnym napisem „Bambinos 143”
- Ale co to ma do rzeczy ? – cały czas nie rozumiałam.
- Zapomniałam, że ty jesteś nowa.. Widzisz chłopcy tutaj mieszkają.  – wyjaśniła Olivia. Rzuciła to takim tonem !” Chłopcy tu mieszkają i bardzo lubię pomidorową, a ty ? „
Jezu… to pierwsza dobra wiadomość od 2 tygodni. Teraz dla równowagi powinnam rozwalić sobie łeb.

<Natalia>
 Szkółka jeździecka. Wysiadłam z samochodu i z niechęcią ruszyłam do biura, żeby się zameldować.
- Dzień dobry przyszłam się zameldować.
- Jak się nazywasz ?
- Natalia Polaszek.
- Już sprawdzam… a tak jesteś. Proszę oto mapka ośrodka. Pozwiedzaj, a następnie idź na lekcje.  – podała mi dwie kartki –Miłego dnia.
- Dziękuję – wymusiłam uśmiech. Dobra co jest najbliżej mnie ? Stajnia, potem karuzela, siodłarnia, wybieg i parkur. Muszę przyznać , że wszystko wyglądało na zadbane. Na ogarnięciu wszystkiego zeszły mi dwie godziny. Zostało mi jeszcze 3o minut na parkur. Ech… złe wspomnienia.  Ktoś  na  nim ćwiczył. Skupiłam się bardziej na koniu, niż na osobie, która na nim jeździ.  Był to piękny siwy wałach. No i całkiem nieźle skakał. Podeszłam bliżej.  Chłopak,  który jeździł na koniu zauważył mnie i podjechał galopem.
- Cześć, ty jesteś nowa ? – spytał podjeżdżając do mnie.
- Owszem. – spojrzałam na chłopaka.
- Chris, miło mi.
- Natalia.
- Jeździsz konno.
- Tak… kiedyś jeździłam – przeciągnęłam odpowiedz. – Przestałam, a teraz ciocia znów chce mnie w to wpakować. – przewróciłam oczami.
- Hej, to nie jest wcale takie złe.
- Powiedzmy.
- Długo jeździłaś ?
-  Siedem lat.
- To sporo.
- Troszkę się tego nazbierało.
- Chcesz wsiąść ?
- Stary mam gips na ręce, nie utrzymam wodzy.
- To wsiądź razem ze mną.
- Żartujesz mam nadzieję ?
- Nie.
- Nie raczej podziękuję.
- Dlaczego poczujesz jaka to zabawa. – uśmiechnął się i chyba to mnie przekonało.
 - Ech…  no dobra co mi szkodzi. – Podeszłam do konia i położyłam mu rękę na chrapach. Chris podał mi rękę.
- Na trzy. Raz… dwa… trzy ! – podciągnął mnie i jakoś wdrapałam się na siodło.
- I jak ? – spytał wyraźnie zadowolony.
- Trochę dziwnie, ale ujdzie. – Chłopak przyłożył mu łydki i ruszył stępem. Poczułam rytm kołysania konia. Wspomnienia wróciły. Te dobre i te uch… złe.
- Jak ma na imię  ten koń ? – spytałam
- Corde.
- Długo na nim jeździsz ?
- Nie, to koń sportowy. Tylko parę osób w ciągu całego roku szkolnego dostaje go do jazdy. Nigdy nie miał właściciela.
- Ciekawy koń.
- Owszem.
Jeździliśmy jeszcze chwilę. Dużo rozmawialiśmy i się śmialiśmy. Gdy Chris w końcu pozwolił mi zsiąść z konia nogi mnie bolały od siodła.
- To jak idziemy na lekcje ? – spytał
- A koń ? – wskazałam wierzchowca.
- Są osoby, które się tym zajmują. Na którym jesteś roku ?
-  Z tego co wiem wskakuję od razu na drugi.
- Świetnie się składa, że ja też. Może pójdziemy razem ?
- Hmh… biorąc pod uwagę, to że nikogo tu nie znam… Okej.
Poszliśmy w stronę szkoły. Były tam zajęcia sportowe, wiedza teortytczna oraz te podstawowe, które są w każdej szkole. Lekcje trwały długo… za długo.  Gdy wychodziłam ze stajni zaczęło padać. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Jestem u ciebie pod szkołą pospiesz się. – ciocia jak zwykle punkualna.
- Już idę.
Ruszyłam w stronę samochodu. W nim siedziała już Marianna wyraźnie podekscytowana.
- Jestem.
- Aaaaa….. !!!! – pisnęła moja siostra.
- Co ci znowu ?
- Mam dla was wda bilety na koncert BAM jutro.-  oznajmiła ciocia, a Mary znowu pisnęła.
- Rozumiem, że też mam iść ?
- Musisz !!! – krzyknęła Mary.
- No dobra. – uściskała mnie.

 Pojechałyśmy do domu. Koncert rozpoczynał się o 11:00, a my musiałyśmy być tam o 9:00, żeby Marianna zdążyła ich zobaczyć. To był stanowczo za ciężki dzień. Gdy ogarnęłam sprawy przyziemne z radością w końcu zasnęłam.

4 komentarze:

  1. Super??? Nie to malo powiedziane...PRZEGENIALNE??? jeszcze trochee za malo ale naprawde EXTRA!!!! prosze daj jutro kolejny!!!!! :) :) <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawajcie dzisiaj następny! xx :* <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na następny rozdział *-* !

    OdpowiedzUsuń