<Natalia>
Następnego dnia miałyśmy dni otwarte w szkole. Taaa… może
mnie ktoś schować ? Stwierdziłam, że w końcu kiedyś mnie znajdą, więc nie mogę
uciec. Leżałam na łóżku dobre dwie
godziny. Ciocia sądziła, że śpię, a ja no cóż… słuchawki na uszach i cóż więcej
mówić. Około godziny 12:45 postanowiłam wstać. Byłam głodna i zapewne gdyby nie
to nie ruszyłabym się do momentu w
którym ktoś przyszedł by mnie brutalnie wyrzucić z łóżka. Na dole była już
ciocia i Marianna uszykowane na baczność. Usiadłam do stołu, a zaraz za mną
przyszedł wuja z Tobim. Fuu… okropne zdrobnienie.
- Witam wszystkich – pomachał do nas wuja z entuzjazmem gdy
dochodził do stołu. Uśmiechnęłam się niewyraźnie.
- Cześć wujek ! – Marianna wstała żeby go przytulić.
- Ktoś tu wstał lewą nogą ? – skierował to w moją stronę.
- Możliwe… - mruknęłam
- Ej co jest ? – ech… ten mój dociekliwe wuja.
- Jestem zmęczona.
- Jest 1 a ty jesteś
zmęczona ?
- Tak, i nie mam ochoty iść na dni otwarte.
- Aha, to by wiele wyjaśniało.
Ciocia przyniosła ciepłe naleśniki. Hmh… ujdzie. Wzięłam jeden i powoli go przeżuwałam, licząc
na to że się spóźnię. Niestety nie wyszło.
- Dobra dziewczyny za pół godziny widzimy się tutaj
przygotowane do wyjazdu. Mam dzisiaj napięty grafik, więc szybko ! - ciocia uśmiechnęła się.
- Ja też muszę jechać ? – spytałam z udawanym zmęczeniem.
- Tak musisz. – dyskusja się skończyła. Poszłam na górę do
pokoju się przebrać. Otworzyłam moją przezajebistą szafę i wybrałam komplet. Będzie się idealnie komponował z gipsem.
Zeszłam na dół. Mary
i ciocia czekały zniecierpliwione.
- Jestem możemy jechać . – oznajmiłam. Ciocia posłała mi
mordercze spojrzenie.
Najpierw wysadziłyśmy Mariannę pod szkołą. Życzyłam jej
powodzenia.
<<Marianna>>
Dni otwarte. Też sobie wymyślili… No, ale co tam, poszłyśmy
obydwie. Ciocia wysadziła mnie przed sporym, jasno żółtym budynkiem. Natka
została w samochodzie. Jej szkoła mieściła się trochę dalej. Ruszyłam w stronę
ciężkich drzwi. Naparłam na nie z całej siły…. I nic. Taa.. standard.
Spróbowałam jeszcze raz.
- Pomóc ? -
usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam dosyć wysokiego
chłopaka, z potarganymi, jasnorudymi włosami i ślicznym uśmiechem.
- Byłoby miło – odpowiedziałam. Pchnął ciężkie skrzydło i weszliśmy
do przestronnego holu. Chłopak wyciągnął do mnie dłoń.
- Percy Smith. –
Uścisnęłam jego rękę.
- Marianna Polaszek – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Jesteś stąd ? – spytał zakłopotany.
- Nie, dopiero co przyleciałam z Polski. Możesz mi mówić
Mary.
- Znacznie łatwiej, dzięki.
- Jesteś tu pierwszy raz ?- zainteresowałam się.
- Nie od września idę na drugi rok, a ty ?
- Ja zaczynam, ale od 2 klasy. 1 zaliczyłam w Polsce. –
wyjaśniłam. Percy uśmiechnął się.
- Może trafimy razem do klasy ! Na czym grasz ?
- Pianino i gitara.
- Tak samo ! Zdziwię
się, jak nie trafimy razem do klasy. Chodź spróbujemy się ogarnąć – dodał i nim
zdążyłam zaprotestować wziął mnie za rękę i pociągnął w głąb korytarza.
Stanęliśmy przed wielką tablicą ogłoszeń. Percy zaczął studiować kartki z
podziałami klasowymi.
- Tak! Zobacz jesteśmy w 2c. – roześmiał się. Spojrzałam na
miejsce które pokazywał i stwierdziłam że ma rację. Zauważyłam także coś
innego.
- Widzisz ?! Zaraz mamy spotkanie klasowe ! – krzyknęłam
przerażona. Chłopak rzucił okiem na nr Sali i ruszyliśmy korytarzem. Spotkanie
minęło nam szybko. Klasa składała się łącznie z nami z 18 osób. Po rozdaniu
niezbędnych papierzysk wyszliśmy z Sali i ruszyliśmy do domu. Większość
dziewczyn patrzyła na mnie podejrzliwie i z dystansem. Tylko jedna okazała się
na tyle porządna, że kiedy czekałam pod szkołą na ciocię, podeszłą do mnie.
- Hej, jestem Olivia, a ty ? – uśmiechnęła się miło.
- Mary. A co z resztą dziewczyn ? – spytałam trochę smutna.
- Oh, chodzi im o To. – wskazała na moją rękę, a ja
zorientowałam się, że mamy coś wspólnego. Obydwie miałyśmy na lewych
nadgarstkach białe wstążki z czarnym napisem „Bambinos 143”
- Ale co to ma do rzeczy ? – cały czas nie rozumiałam.
- Zapomniałam, że ty jesteś nowa.. Widzisz chłopcy tutaj mieszkają. – wyjaśniła Olivia. Rzuciła to takim tonem !”
Chłopcy tu mieszkają i bardzo lubię pomidorową, a ty ? „
Jezu… to pierwsza dobra wiadomość od 2 tygodni. Teraz dla
równowagi powinnam rozwalić sobie łeb.
<Natalia>
Szkółka jeździecka.
Wysiadłam z samochodu i z niechęcią ruszyłam do biura, żeby się zameldować.
- Dzień dobry przyszłam się zameldować.
- Jak się nazywasz ?
- Natalia Polaszek.
- Już sprawdzam… a tak jesteś. Proszę oto mapka ośrodka.
Pozwiedzaj, a następnie idź na lekcje. –
podała mi dwie kartki –Miłego dnia.
- Dziękuję – wymusiłam uśmiech. Dobra co jest najbliżej mnie
? Stajnia, potem karuzela, siodłarnia, wybieg i parkur. Muszę przyznać , że
wszystko wyglądało na zadbane. Na ogarnięciu wszystkiego zeszły mi dwie
godziny. Zostało mi jeszcze 3o minut na parkur. Ech… złe wspomnienia. Ktoś
na nim ćwiczył. Skupiłam się
bardziej na koniu, niż na osobie, która na nim jeździ. Był to piękny siwy wałach. No i całkiem nieźle
skakał. Podeszłam bliżej. Chłopak, który jeździł na koniu zauważył mnie i
podjechał galopem.
- Cześć, ty jesteś nowa ? – spytał podjeżdżając do mnie.
- Owszem. – spojrzałam na chłopaka.
- Chris, miło mi.
- Natalia.
- Jeździsz konno.
- Tak… kiedyś jeździłam – przeciągnęłam odpowiedz. –
Przestałam, a teraz ciocia znów chce mnie w to wpakować. – przewróciłam oczami.
- Hej, to nie jest wcale takie złe.
- Powiedzmy.
- Długo jeździłaś ?
- Siedem lat.
- To sporo.
- Troszkę się tego nazbierało.
- Chcesz wsiąść ?
- Stary mam gips na ręce, nie utrzymam wodzy.
- To wsiądź razem ze mną.
- Żartujesz mam nadzieję ?
- Nie.
- Nie raczej podziękuję.
- Dlaczego poczujesz jaka to zabawa. – uśmiechnął się i
chyba to mnie przekonało.
- Ech… no dobra co mi szkodzi. – Podeszłam do konia i
położyłam mu rękę na chrapach. Chris podał mi rękę.
- Na trzy. Raz… dwa… trzy ! – podciągnął mnie i jakoś
wdrapałam się na siodło.
- I jak ? – spytał wyraźnie zadowolony.
- Trochę dziwnie, ale ujdzie. – Chłopak przyłożył mu łydki i
ruszył stępem. Poczułam rytm kołysania konia. Wspomnienia wróciły. Te dobre i
te uch… złe.
- Jak ma na imię ten
koń ? – spytałam
- Corde.
- Długo na nim jeździsz ?
- Nie, to koń sportowy. Tylko parę osób w ciągu całego roku
szkolnego dostaje go do jazdy. Nigdy nie miał właściciela.
- Ciekawy koń.
- Owszem.
Jeździliśmy jeszcze chwilę. Dużo rozmawialiśmy i się
śmialiśmy. Gdy Chris w końcu pozwolił mi zsiąść z konia nogi mnie bolały od siodła.
- To jak idziemy na lekcje ? – spytał
- A koń ? – wskazałam wierzchowca.
- Są osoby, które się tym zajmują. Na którym jesteś roku ?
- Z tego co wiem
wskakuję od razu na drugi.
- Świetnie się składa, że ja też. Może pójdziemy razem ?
- Hmh… biorąc pod uwagę, to że nikogo tu nie znam… Okej.
Poszliśmy w stronę szkoły. Były tam zajęcia sportowe, wiedza
teortytczna oraz te podstawowe, które są w każdej szkole. Lekcje trwały długo…
za długo. Gdy wychodziłam ze stajni
zaczęło padać. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Jestem u ciebie pod szkołą pospiesz się. – ciocia jak
zwykle punkualna.
- Już idę.
Ruszyłam w stronę samochodu. W nim siedziała już Marianna
wyraźnie podekscytowana.
- Jestem.
- Aaaaa….. !!!! – pisnęła moja siostra.
- Co ci znowu ?
- Mam dla was wda bilety na koncert BAM jutro.- oznajmiła ciocia, a Mary znowu pisnęła.
- Rozumiem, że też mam iść ?
- Musisz !!! – krzyknęła Mary.
- No dobra. – uściskała mnie.
Pojechałyśmy do domu.
Koncert rozpoczynał się o 11:00, a my musiałyśmy być tam o 9:00, żeby Marianna
zdążyła ich zobaczyć. To był stanowczo za ciężki dzień. Gdy ogarnęłam sprawy
przyziemne z radością w końcu zasnęłam.
Super??? Nie to malo powiedziane...PRZEGENIALNE??? jeszcze trochee za malo ale naprawde EXTRA!!!! prosze daj jutro kolejny!!!!! :) :) <3 :*
OdpowiedzUsuńDawajcie dzisiaj następny! xx :* <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział *-* !
OdpowiedzUsuńSzybko kolejny! <3
OdpowiedzUsuń