środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 39 The End

<<Charlie>>
Mary nagle zgięła się, z cichym jękiem. Przerażony, chwyciłem ją za rękę.
- Coś nie tak ? – spytałem cicho.
- Nie – szepnęła – to tylko chwilowy skurcz. Już dobrze – zmusiła się do uśmiechu, widząc moje spojrzenie.
- Mary.. Może zawołam jednak lekarza…
- Jasne, bo moje zdanie już się nie liczy – parsknęła obrażona, odwracając się do mnie tyłem.
- Jesteśmy parą od kilku dni.. Jak ja z tobą wytrzymam całe życie ? – westchnąłem teatralnie. Marianna zerknęła w moim kierunku, z delikatnym uśmiechem. Nasze twarze same zaczęły się do siebie przybliżać. Nasze usta same się ze sobą zetknęły…
Nagle trzasnęły drzwi. Odsunęliśmy się od siebie, jak oparzeni. W drzwiach stała blondynka w stroju pielęgniarki. Gdy mnie zobaczyła pisnęła głośno.
- Nie wierzę ! Charlie Lenhan ! – wrzasnęła, rzucając mi się na szyję. Przytuliłem ją, rozumiejąc, że jest Bambino, ale ponad jej ramieniem zobaczyłem wściekłą twarz mojej dziewczyny. Przecież rano, była neutralna gdy podbiegły do mnie inne fanki. O co jej mogło chodzić ?
- Mogę zdjęcie ? – spojrzała na mnie błękitnym oczami.
- Jasne – uśmiechnąłem się, biorąc jej telefon. Podczas robienia zdjęcia, jak dużo innych dziewczyn, pocałowała mnie w policzek. I nagle poczułem się dziwnie spięty. Może dlatego, że obok ciągle leżała moja dziewczyna…?
- Ale ja tu przecież w innej sprawie – teatralnym gestem klepnęła się w czoło – Jak się czujesz ? – spytała Mary. Dziewczyna obrzuciła ją jadowitym spojrzeniem i mrucząc pod jej adresem niezbyt miłe słowa po polsku, znów odwróciła się tyłem.
- To ja już chyba pójdę.. Papa – dziewczyna wybiegła z pokoju.
- Mary.. coś nie tak ?
- Nie… przepraszam… Ale ona mnie mega denerwuje… Wiem, że jest właściwie moją siostrą, no ale…
- Mnie martwi to, że widziała nas razem i wśród fanek będzie pełno plotek… A chciałem to ogłosić oficjalnie.
- To może… Ogłośmy to teraz ? – zaproponowała nieśmiało Mary.
- Jesteś pewna ?
- Czy zginę przez chorobę, czy rozdepczą mnie twoje fanki, to chyba bez różnicy…
- Nie możesz tak mówić – szepnąłem, znów ją przytulając – Ale jeśli chcesz to możemy to ogłosić…
- Chcę. Lepiej teraz, bo potem może już nie być okazji… - ignorując końcówkę jej wypowiedzi wziąłem telefon. Znalazłem nasze wspólne zdjęcie i wstawiłem je na Instagrama, dodając wyjaśnienie, kim Mary jest, a potem wyciszyłem powiadomienia, nie chcąc na razie tego wszystkiego czytać.
- Myślisz że mnie zaakceptują ? – spytała.
- Jeśli nie, to mają problem – odrzekłem, całując ją w policzek.


<<Natalia>>

Wyszłam ze szpitala z wielką ulgą. Słońce zachodziło już sprawiając, że nad miastem unosiła się piękna różowa poświata. Leo stanął za mną i przybliżył głowę do mojej szyi, tak że czułam jego oddech.
- Tego jest za dużo… - wydukałam.
- Wiem, skarbie wiem… - wtulił nos w moje włosy.
- Nie. Leo przepraszam, ale muszę to wszystko przemyśleć. Spotkamy się potem? – popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
-Spokojnie mała. Pamiętaj wyjdzie z tego. – chwycił mnie lekko za podbródek i pocałował. – Spotkamy się później.
Uśmiechnęłam się nie wyraźnie  i ruszyłam ulicą w stronę mostu.                                                                                                                  Musiałam coś zmienić. Wszystkie problemy z najbliższego czasu skumulowały się w jedno i mają ochotę wybuchnąć. Jednak zbyt dobrze mam wytrenowaną kamienną twarz, żeby dać im upust. Uczucia to słabość, a ja o tym zapomniałam. To wszystko przez Leo, Mary, ciocię... Wszystkich którzy mnie otaczają. Twarz pokerowego gracza stała się teraz wystawą na której można wszystko odczytać.                                                                                                                  Skręciłam w drogę na sieć sklepów. Połączenie wszystkiego w jednym: ubrania na każdą okazję, fryzjer, kosmetyczka, tatuażysta, pircerka... Prawie wszystko się przyda.  Otworzyłam drzwi zakładu fryzjerskiego, w którym czekali trzy klientki. Salon wydawał się ekskluzywny, złote wykończenia frontów i białe ściany dawały lekko królewskiego efektu. W między czasie postanowiłam napisać do cioci, w końcu jest moim prawnym opiekunem...
Muszę coś z sobą zrobić będę późno.
Gdy wysłałam SMS jedna z fryzjerek zaprosiła mnie na fotel.
- Co pani by sobie życzyła? - spytała uprzejmie.
Pokazałam kobiecie zdjęcie w telefonie, a ona po godzinie zrobiła to co chciałam. Dosłownie za drzwiami była makijażystka. Wszystko za jednym razem. Potem poszłam do pircera, kilka kolczyków nie zaszkodzi.





Tatuaże na razie odpadają. To będzie na jakieś gorsze okazje, a teraz to co tygryski lubią najbardziej - zakupy.
Chodziłam od sklepu do sklepu, tak że po 4 godzinach byłam wkurwiona, zmieniona i gotowa na coś szalonego. Przecież nie sądziliście że to wszystko robię na darmo?
Wrzuciłam wszystko w taksówkę i podałam adres. Okazało się że jestem na drugim końcu miasta. Szczerze, nie mam pojęcia jak tu się znalazłam. Ale cóż...
Gdy otworzyłam drzwi dom był pusty. Zapewne wszyscy siedzą u Mary, lepiej dla mnie. Rzuciłam wszystkie torby do pokoju i poszłam do łazienki, żeby odkleić plastry z kolczyków. Będę musiała się w końcu pokazać całej reszcie...  Jedyny plus jest taki, że nie muszę chodzić do tej przeklętej szkółki jeździeckiej, chociaż ciężko mówić o plusach, w takiej sytuacji. Wybrałam ciuchy i poszłam się przebrać, jest za młodo na jakąś imprezę, więc zaryzykuję i pójdę do Mary.



Weszłam do szpitala niepewna reakcji cioci, a co gorsza Leo... Boję się, martwię... Natalia! Zero uczuć. Pamiętaj. Będziesz musiała z nim zerwać...  Mój wewnętrzy głos chyba miał racje...
Doszłam do sali w której leżała Mary. Na krześle siedział Charlie. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na chłopaka.
-Natalia? - wydukał zdziwiony otwierając buzię.
-Tsa... wiesz gdzie jest Leo ? Muszę z nim porozmawiać.
- Z tego co wiem to w domu. - powiedział nadal zdziwiony
- U Mary ktoś jest? - spytałam niepewnie
-Twoja ciocia. Chyba zasnęła, jak chcesz mogę sprawdzić.
- Kiedyś muszę im  się pokazać, idź do domu też odpocznij. Ja pójdę sprawdzić jak się mają.
- Nie chcę jej zostawiać...
- Charlie zrozum wykańczając swój organizm nie pomożesz jej, a teraz musisz być silny za was obojga. Idź do domu, wyśpij się i przekaż Leo, że widzimy się u mnie o 9, okej?
- Ech... No dobra, ale przekaż jej że...
- Przekażesz jej jutro idź już.
- Na razie - powiedział chłopak i niechętnie wyszedł ze szpitala.
Musze stawić czoło temu, w końcu kiedyś mnie zobaczą. Weszłam powoli do sali. Ciocia spała na fotelu, a Mary wpatrywała się w nie określoną przestrzeń.
-Hej - powiedziałam niewyraźnie.
-He... - spojrzała na mnie ze zdziwieniem  -Coś ty zrobiła? - prawie krzyknęła.
Uciszyłam ją palcem
- Szczerze? Twoja choroba zniszczyła mi plany, między innymi przez ciebie tak się zmieniłam. Czeka mnie poważna rozmowa z Leo i chciałam wyjechać do Korei na jakiś czas. Ale rodziny się nie opuszcza w potrzebie, więc niech zbadają nam grupę krwi i dostaniesz ode mnie ten szpik. Charlie kazał przekazać, że cię kocha. Możesz powiedzieć cioci o tym co ze sobą zrobiłam. A teraz wybacz, ale czeka mnie długa rozmowa. - odwróciłam się na pięcie i już chciałam wychodzić, gdy prze de mną stanął zarumieniony i zdyszany Leo. Wypchnęłam go na korytarz i zatrzasnęłam drzwi.
- Natalia... - powiedział zmieszany - Łał -wydukał
- Słuchaj Leo, musimy porozmawiać.
- To może wyjdziemy gdzieś do restouracji?
- Nie, to będzie szybka rozmowa, obiecuję. - uśmiechnęłam się blado.
- A więc o co chodzi?
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to jutro rano oddam Mary szpik. Wieczorem mam samolot do Korei, muszę się z tond wyrwać. Zmieniłam się, zmieniłam i to bardzo, zaczęłam dawać upust emocją, zaczęłam je wyrażać. To nie jestem ja. Kiedyś byłam inna, muszę się pilnować Leo, a przy tobie nie umiem. Zrywam z tobą. Mam nadzieję, że znajdziesz sobie kogoś lepszego. Trzymam za ciebie kciuki. - powstrzymywałam łzy, które chciały wypłynąć na powierzchnię. Leo stał wmurowany i gapił się w ścianę. Nie mógł wydobyć z siebie głosu. W końcu odwróciłam się i wyszłam z tego cholernego szpitala. To Koniec...





I tym optymistycznym akcentem kończymy <3

Tak że drogie dzieci, z okazji świąt Bożego Narodzenia bla, bla, bla, bla, bla, bla...
Życzenia dopowiedzcie sobie sami, pewnie już tysiące ich słyszeliście.
Szczerze nie lubię świąt. Jestem ateistką. A Bóg nie urodził się w Grudniu. Patologia...
Ale żeby nie niszczyć Wam tych świąt mówię że to nie koniec bloga, a w następnym rozdziale będzie niespodzianka.

Pietruha


PS Pozdro dla Czen żeby rozdział był fajniejszy
PS2 Pozdro dla Helgi -10 do swagu
PS3 Pozdro dla Kacperka, który jest nie świadomy tego z kim się zadaje <3

sobota, 19 grudnia 2015

Ogłoszenia Parafialne

Taaak... Możecie mnie zabić, zakopać, odkopać, ożywic i zabić po raz drugi za jakże wspanialą regularność rozdziałów...
Miałyśmy zamiar zawiesić bloga do stycznia, ale za to że tak nie będzie dziękujcie Oli ♡
Bardzo mnie zmobilizowała, więc przysięgam że do 25 grudnia pojawi się nowy rozdział. Jeśli nie, to podetnę sobie grzywkę, którą tak wytrwale hodowałam xx (obietnica lvl Mary XD)
Tak więc, planujcie morderstwa, a ja biorę się za tworzenie xx
Mary ;*

piątek, 27 listopada 2015

Rozdział XXXVIII (38) - "Prawdziwa miłość połączyła ich, walczyli do końca chociaż brakło sił.."

- Na białaczkę- wydukała ciocia. Blada, osunęła się na krzesło ze łzami w oczach. Stałam, nie mogąc ruszyć żadną kończyną, niczym. Jak to ?! Przecież Mary zawsze była pełna życia, rzadko chorowała… A tu nagle co ?! Białaczka ?! To nie mogła być prawda…
Charlie siedział obok cioci, chyba nie do końca świadomy, że po jego policzkach spływają strugi łez. Leo, również potwornie blady, podszedł do mnie, a ja wtuliłam się w jego ramiona, mając nadzieję, że chociaż na chwilę zapomnę o chorobie siostry. Może stałam tam kilka minut, może godzinę, może cały dzień… W końcu jednak odsunęłam się od chłopaka i ruszyłam korytarzem. Być może ktoś za mną wołał, ale nic do mnie nie docierało. W jakiś sposób czułam, gdzie znajdę Mariannę. Weszłam do Sali i zobaczyłam ją. Spała na szpitalnym łóżku z kroplówką i innymi ustrojstwami wokół siebie. Na twarzy miała delikatny uśmiech, włosy opadały jej na ramiona.
- Nie może cię tutaj być – usłyszałam za sobą nieprzyjemny głos. Odwróciłam się i ujrzałam pielęgniarkę stojącą w drzwiach.
- Bo co ? – burknęłam wściekła.
- Bo to ciężko chora pacjentka – odrzekła, mrużąc oczy.
- Co ty nie powiesz.. – parsknęłam zdenerwowana co raz bardziej.
- Może grzeczniej do dorosłych ?!
- Może nie ?!
- Pożałujesz tego – warknęła, próbując odciągnąć mnie od łóżka. Zaczęłam się szarpać i odpychać kobietę, aż w końcu wylądowała na ziemi.
- Natka ! – do pokoju wpadł brunet, zaraz po nim Charlie, ciocia i jakiś lekarz, który natychmiast pomógł wstać pielęgniarce.
- Jak pani dzieci nie umie upilnować, to dzieci pani mieć nie powinna ! – warknęła poszkodowana do cioci. Już miałam jej coś bardzo kulturalnie odpowiedzieć, gdy usłyszeliśmy za sobą cichy, ale pewny głos.
- Niech pani ich tu zostawi. Skoro jestem ciężko chora, to niech się pani przymknie, bo teraz to mnie jeszcze głowa boli – to Mary się obudziła. Wszyscy się na nią obejrzeli, a pielęgniarka, cała czerwona na twarzy wyszła z Sali. Lekarz przyjrzał się nam uważnie.
- Każdy z was może być u niej około 10 minut. Ale pojedynczo – zastrzegł.
- Wejdę na końcu – westchnęłam, opuszczając pokój.

~Mary~

Ostatnie co pamiętam, to twarz blondyna. I jego głos, powtarzający moje imię. Potem była ciemność, a jakiś czas później oślepiająca biel i mnóstwo światła. Zmrużyłam oczy, nie mogąc zorientować się gdzie jestem.
- Mamy ją – usłyszałam jakiś głos, nie daleko siebie. Próbowałam coś powiedzieć, ale miałam okropnie wyschnięte gardło.
- Zaraz się napijesz – usłyszałam czyjś szept. Po chwili, jakieś dłonie delikatnie pomogły mi usiąść i zorientowałam się gdzie jestem. W szpitalu. Nie pojmowałam jednak, czemu się tutaj znalazłam.
- Pij – do moich ust ktoś podstawił szklankę i z ulgą pociągnęłam łyk wody.
- Co się stało ? Dlaczego tu jestem ? – chciałam się dowiedzieć. Obok mnie stała pielęgniarka, ta sama z którą rozmawiałam, gdy przyszłam odwiedzić Leo, wraz z jakimś lekarzem.
- Zemdlałaś. Twój chłopak wezwał karetkę, byłaś nieprzytomna przez około godzinę. Zdążyliśmy zrobić ci już część badań i mamy pewne podejrzenia, tylko powiedz… czy ostatnio coś ci było ?
Opowiedziałam lekarzowi o bólach brzucha, które mi ostatnio dokuczały. Mężczyzna smutno pokiwał głową.
- Wiecie co mi jest ? – spytałam przestraszona.
- Masz białaczkę. – odrzekł doktor. Spojrzałam na niego, jakby mówił po chińsku.
- Na szczęście, niezbyt rozwiniętą i chyba z tego wyjdziesz. – kontynuował.
- Czy jest tu ktoś z mojej rodziny ?
- Z rodziny tylko twoja siostra, ale nie może tu wejść. Niedługo powinna przyjechać twoja ciocia, wtedy porozmawiamy – odrzekł i wyszedł.
- Czegoś ci potrzeba ? – spytała pielęgniarka.
- Świętego spokoju – burknęłam. Spojrzała na mnie niepewnie, przygryzając wargę. Odwróciłam się do niej tyłem i po chwili usłyszałam kroki i zamykane drzwi. Byłam sama z piskiem najróżniejszych maszyn, do których byłam podłączona.
Powoli, z łzami spływającymi po policzkach i z czarnymi myślami, zapadłam w sen.

****

Obudziły mnie krzyki Natalii i jakiejś kobiety. Nieprzytomnie okręciłam się w ich stronę, ale jako że były tyłem do mnie, nie zauważyły, że się obudziłam.
Po chwili pielęgniarka upadła na podłogę. Nie była to ta sama kobieta, która była koło mnie wcześniej. Do Sali wpadła ciocia, chłopacy i doktor z którym rozmawiałam, nim usnęłam.
- Jak pani dzieci nie umie upilnować, to dzieci pani mieć nie powinna ! – warknęła pielęgniarka, gdy lekarz pomógł jej podnieść się z podłogi, a Natka utonęła w uścisku Leondre.
- Niech pani ich tu zostawi. Skoro jestem ciężko chora, to niech się pani przymknie, bo teraz to mnie jeszcze głowa boli – nie wytrzymałam w końcu. Wszyscy spojrzeli na mnie. W oczach blondyna zobaczyłam łzy. Czyli już wiedział…
Pielęgniarka, z czerwonymi policzkami wypadła na korytarz, a lekarz obrzucił mnie uważnym, pytającym spojrzeniem. Ledwo zauważalnie kiwnęłam głową.


- Każdy z was może być u niej około 10 minut. Ale pojedynczo – powiedział do nas i również wyszedł.
- Wejdę na końcu – Natka również nas opuściła, a Leoś wyszedł zaraz za nią. Ciocia i Charls spojrzeli po sobie i moja opiekunka również wyszła, zamykając za sobą drzwi. Charlie usiadł koło mnie.
- Jak się czu..
- Nie rozmawiajmy o tym jak się czuję – westchnęłam.
- Przepraszam, to było głupie pytanie… - przykucnął obok szpitalnego łóżka i delikatnie mnie przytulił.
- Nie chcę, żeby moja choroba coś zmieniła w naszych relacjach – spojrzałam w jego błękitne oczy, pełne łez – Jeśli masz zamiar przez białaczkę mnie zostawić, zrób to teraz.
- Nie zostawię cię księżniczko – jego łza skapnęła na moją twarz – będę z tobą do końca. Nie wiem jak ten koniec będzie wyglądał, ani kiedy nastąpi, ale będę do końca.
- To że jestem chora, nie oznacza że umrę. Jest to możliwe, ale nie pewne. I chcę żebyś zdawał sobie z tego sprawę – dziwiłam się sobie, że jeszcze nie płaczę.
- Zdaję sobie z tego sprawę. I nie zmienia to faktu, że cię nie zostawię – powiedział i złożył na moich wargach delikatny pocałunek. Jakby bał się, że rozpadnę się na malutkie kawałki pod jego dotykiem.
Z wielkim trudem, ale jakoś udało mi się objąć go za szyję i sprawić, żeby jego usta stały się wyraźniejsze na moich. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
- Na zawsze ? – spytał blondyn. Łzy prawie zdążyły mu już wyschnąć.
- Na zawsze. Nawet jeśli… Nawet jeśli będę gdzieś tam – odpowiedziałam, również czując już łzy .
- Kocham cię księżniczko – szepnął jeszcze raz, delikatnie mnie całując. Pierwszy raz usłyszałam od niego te słowa, co było kolejnym powodem do uwolnienia łez.
- Ja ciebie też, książę. – przytuliliśmy się tak, jakbyśmy mieli okazję zrobić to ostatni raz w życiu. Przerwało nam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę – zawołał Charlie, nie puszczając mnie.
Drzwi uchyliły się i zajrzała do nas ciocia.
- Nie spieszcie się. Leo i Natalia już poszli, bo mają coś ważnego do załatwienia i kazali c przekazać że wpadną jutro. Ale jutro już odwiedzą cię w domu.
- Co ? – spytałam zdziwiona.
- To – ciocia uśmiechnęła się delikatnie – jutro rano już wychodzisz. Lekarze uważają, że nie ma sensu trzymać cię w szpitalu. Dostaniesz leki i będziemy czekać, jak rozwinie się sytuacja. Ja pójdę do sklepu, przyniosę ci coś do jedzenia. Charlie, też coś chcesz ?
- Nie, dziękuję – odpowiedział blondyn. Ewa posłała nam jeszcze jeden uśmiech i wyszła.




- Wiesz co ? – zwróciłam się do blondyna.
- Co, misiu ?
- Oni wypisują mnie do domu… Ja czuję się przez to, jakbym… Jakbym już umierała, jakby nie było już dla mnie nadziei. Tylko takie „Umrzesz tak czy siak. A czy w domu, czy w szpitalu… co to za różnica ?”
- Wcale tak nie jest – szepnął blondyn – „Just be hopeful” krasnalu.
- Masz szczęście że te wszystkie rurki i kabelki trzymają mnie w miejscu. Inaczej, pożałowałbyś tego „krasnalu”. Mutant się znalazł. – parsknęłam obrażona.
Chłopak roześmiał się cicho i pocałował mnie w policzek.
- I jak ja mam się na ciebie gniewać ? – spytałam, udając rozżalenie.
- Wcale, krasnalu – tym razem nawet nie próbowałam się obrażać.





 Witam drogie Bambkisielki w ten słoneczny (tak bardzo), ciepły (mhm...), pogodny (wcale) dzień !
I wszystko się wyjaśniło... Szczerze ? To płakałam przy pisaniu tego rozdziału... Ale jak wy nie płakaliście przy czytaniu, to nic nie szkodzi, w końcu to ja jestem dziwna. Wy niekoniecznie xx

Nie mam chyba zbyt dużo do pisania... Chociaż...

Błagam Was na kolanach o wybaczenie, że tak długo nie było rozdziałów ! Wybaczycie ? xx
No i z osobna przepraszam Asię, jeśli moja tragedia nie dorównała Twoim wyobrażeniom :**

Tak więc ja się z Wami żegnam, papatki // Mary <3

Ps. No i imię CZEN i HELGI żeby rozdział był fajniejszy. 

poniedziałek, 23 listopada 2015

Słów kilka od Mary

Hej Bambkisielki xx

Odpowiadając na pytania o rozdział, jeśli wierzyć Natce (nie radzę XD) będzie jescze dziś, a mój jakoś w weekend, czyli będą dwa w ciągu tygodnia, żeby wynagrodić Wam brak rozdziału w zeszłym tygodniu. 

Była któraś z Was na koncercie i spotkała naszych Misi ? Piszcie w komentarzach :*

Ale te kilka słów piszę w konkretnym celu... Pod następnym rozdziałem zapomniałam dopisać, że mam nadzieję na 30 tys wyświetleń do końca roku, a dziś zaglądam na bloga... i co widzę ? 

PRZEKROCZONE 31 TYS WYŚWIETLEŃ !!

Dziękuję Wam za to bardzo mocno, z całego serduszka :** Nie spodziewałyśmy się tak wielkiego sukcesu tych naszych wypocin xx

Ja już Was dłużej nie nudzę, i zostawiam w oczekiwaniu na rozdział...

Dobranoc
               Mary xxx

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział XXXVII - Perfect Two

~Mary~
Obudziłam się w środku nocy, czując nagły ucisk w brzuchu. Zdażało mi się to ostatnio, ale szybko przechodziło, więc specjalnie się tym nie przejmowałam. Obok mnie leżał Charlie. Uśmiechnęłam się do siebie i znów poczułam mocniejszy ucisk. Skrzywiłam się delikatnie. Przysunęłam się bliżej blondyna i wtuliłam się w jego ramię, starając się zapomnieć o bólu. Resztę nocy spędziłam na krótkich drzemkach, z których co chwilę się przebudzałam, z nieustępującym bólem. Będę chyba musiała się wybrać do lekarza...

Gdy obudziłam się już rano, ból prawie że zniknął.
-Hej księżniczko - ledwo otworzyłam oczy, a już miałam przed sobą najcudowniejszą twarz. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Charlie od razu mnie pocałował.
- Hej książe - szepnęłam, gdy się odsunął.
- Co ty na to, żebyśmy zjedli sobie śniadanie po za domem?  Niedaleko parku jest całkiem przytulna kawiarnia.. - zaproponował blondyn
- W sumie.. czemu nie?  Ogarnę się i możemy iść - zeszłam z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki, chwytając po drodze ubrania.
Szybko się ogarnęłam, uczesałam, zrobiłam makijaż i wróciłam do pokoju.
- Możemy iść?  - blondyn spojrzał na mnie z nad telefonu.
- Tak, grubasie - odrzekłam, sięgając po torebkę.
- Jak mnie nazwałaś?  - był chyba bardziej zdziwiony niż zdenerwowany.
- Grubasem. A co?  - dalej udawałam obojętność. W chwile później moje nogi oderwały się od ziemi. Oczywiście mój genialny chłopak był sprawcą..
- Aaaaa!!  Lenhan, idioto!  Puść mnie!  - piszczałam wierzgając nogami.
- Po nazwisku w sądzie misiek – dalej mnie trzymał.
- Puszczaj blondasie – nie zamierzałam się łatwo poddać.
- Wedle życzenia kochanie – i delikatnie rzucił mnie na łóżko.
- Ja cię kiedyś zabiję – parsknęłam podnosząc głowę – jestem cała rozczochrana !
- Problemy lvl Mary – uśmiechnął się do mnie.
Znów poczułam ucisk w brzuchu, ale starałam się to zamaskować. Najwyraźniej jednak nieskutecznie…
- Mary w porządku ? – spojrzał na mnie z troską.
- Tak, a co ? – udałam obojętność.
- Nic, wydawało mi się że… Z resztą nieważne, chodźmy – pociągnął mnie za rękę.
- Jestem nie uczesana ! – próbowałam protestować. W odpowiedzi jeszcze bardziej potargał mi włosy i pociągnął dalej w stronę wyjścia.
Wyszliśmy z domu, biorąc po drodze Melody`ego. Po kilkunastu minutach spaceru doszliśmy na miejsce. Nagle zaczęłam czuć potworne zmęczenie. Ale przecież o tylko kawałek… Zazwyczaj chodziłam o wiele dalej…
- Księżniczko jesteś blada… - chłopak spojrzał na mnie z jeszcze większą troską. Nagle rozległy się piski, które uratowały mnie od odpowiedzi. Oczywiście była to grupka fanek.
- Idź, ja poczekam – blondyn obrzucił mnie jeszcze jednym spojrzeniem i przywołując na twarz uśmiech, odszedł w stronę dziewczyn. Przysiadłam na krzesełku przed kawiarnią i patrzyłam jak przytula inne dziewczyny, robi sobie z nimi zdjęcia, daje autografy… O dziwo, nie byłam zazdrosna.. Pamiętałam jak ja bardzo chciałam go zobaczyć, dotknąć, porozmawiać… A dziś miałam go na co dzień. One miały go na tylko kilka minut i nie zamierzałam im tego niszczyć. Zauważyłam, że Bambinos od czasu do czasu zerkały w moim kierunku. Charlie również musiał to zauważyć, bo coś im powiedział i delikatnie się zarumieniły. W końcu dziewczyny odeszły, a on wrócił do mnie.
- Wejdziemy do środka coś zamówić ? – spytał.
- Jasne – podniosłam się z krzesełka i nagle znów poczułam mocny ucisk w brzuchu, a świat przed moimi oczami zawirował. Ostatnią rzeczą którą usłyszałam, nim osunęłam się w ciemność, był głos blondyna krzyczący moje imię.

~Charlie~
Marianna wstała z krzesełka i nagle zgięła się w pół.
- Mary ! – krzyknąłem przerażony, łapiąc ją w ostatniej chwili. Szczeniak, nic nie rozumiejąc, zaczął szczekać. O tej porze było tu jeszcze pusto i nie zobaczyłem nikogo, kto mógłby mi pomóc. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem pod numer alarmowy. Drżącym głosem odpowiadałem na pytania kobiety, która odebrała. Obiecała, że karetka przyjedzie jak najszybciej. Nie miałem pojęcia, co robić…
- Mary.. odezwij się… słyszysz mnie ? Kochanie, proszę cię, spójrz na mnie – mówiłem cicho, delikatnie nią potrząsając. Po mojej twarzy spływały łzy. Nagle koło mnie pojawił się ratownik medyczny.
- To ty dzwoniłeś ? – spytał, podczas gdy dwóch innych mężczyzn transportowało dziewczynę do karetki.
- Tak, ja
- Kim dal niej jesteś ? Bratem, kuzynem..
- Chłopakiem – wpadłem mu w słowo – i chcę jechać z nią.
- Nie. Ty tu zostaniesz i powiadomisz jej rodziców – odpowiedział gościu, denerwując mnie jeszcze bardziej.
- Jej mama nie żyje, a ojciec mieszka w USA – burknąłem
- To z kim tu mieszka ? – wydał się trochę zmieszany.
- Z ciotką i siostrą – poczułem że powinienem się uspokoić.
- Masz z którąś z nich kontakt ?
- Z siostrą. Powiadomię ją, proszę już jechać – westchnąłem ciężko. Ratownik spojrzał na mnie jeszcze raz i odszedł w stronę samochodu, a ja wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Leo.

~ Leondre~
Obudziłem się z Natalią u boku i to chyba była najlepsza pobudka w moim życiu. Spojrzałem na nią i zorientowałem się że również nie śpi.
- Hej księżniczko – to, że do dziewczyn zwracam się „księżniczko” mam przez Charliego. On przeze mnie nauczył pić się kawę, której wcześniej nienawidził.. Cóż, żyję z dziwnymi ludźmi.
- I tak cię zabiję – Natka uśmiechnęła się i delikatnie mnie pocałowała. Przytrzymałem jej twarz, przedłużając pocałunek, gdy przerwał nam telefon. Zignorowałem go całkowicie, ale dziewczyna odsunęła się.
- Odbierz, to może być coś ważnego… - zerknąłem na wyświetlacz. Dzwonił Charlie… Uduszę go kiedyś… Mimo wszystko odebrałem.
- Czego chcesz stary ? – spytałem uprzejmie.
- Leo.. Mary, ona… - mówił drżącym głosem.
- Co jej jest ? – przerażony zerwałem się z łóżka, ignorując pytające spojrzenie Natalii.
- Zemdlała w parku… Zabrała ją karetka.. możesz powiedzieć Natalii ? – wiedziałem że mówi przez łzy.
- Gdzie jesteś ? – spytałem rzeczowo.
-  W parku..
- Przyjdź do mnie. Moja mama zawiezie nas do szpitala
- Do szpitala ? Leo o co chodzi ?! – pisnęła dziewczyna, słysząc moją rozmowę.
- Czekam – rzuciłem tylko, rozłączając się. Potem przekazałem Natce informacje. Bez słowa wyciągnęła swój telefon i zadzwoniła do cioci. Rozmawiały po polsku, więc nic z tego nie rozumiałem..
- Będą za około 1,5 godziny – powiedziała ze łzami w oczach. Potem chwyciła swoje rzeczy i poszła do łazienki, żeby się ogarnąć. Po niej zrobiłem to ja i zeszliśmy na dół w chwili, kiedy mama otworzyła drzwi Charlsowi. W skrócie przedstawiłem rodzicielce sytuację, a ona starając się okazać neutralność na widok mojej dziewczyny natychmiast zgodziła się nas zawieźć.
~Natalia~
Marianna mdlała często, ale w podstawówce.. To już minęło.. Cop jej się mogło teraz stać ? Charlie siedział na przednim siedzeniu, a Leo trzymając mnie za rękę, razem ze mną na tylnym. Po 20 minutach byliśmy na miejscu, chociaż mi się wydawało, że była to cała wieczność. Wyskoczyliśmy wszyscy z samochodu, razem z panią Victorią i popędziliśmy do recepcji, gdzie oczywiście nic się nie dowiedzieliśmy. Jedynym członkiem rodziny byłam ja, a byłam niepełnoletnia. Miałam ochotę powiedzieć tej kobiecie parę miłych słów, ale chłopacy na szczęście dla niej mnie powstrzymali. Pozostało nam czekać…

*** GODZINĘ PÓŹNIEJ***
Przez cały czas niespokojnie krążyłam po poczekalni, ignorując oburzone spojrzenia innych pacjentów. Leondre zdołał przekonać swoją mamę, żeby pojechała do domu, więc siedzieliśmy w trójkę. W międzyczasie pojawiły się dwie Bambinos, ale rzuciłam im takie miłe spojrzenie, że zrezygnowały z przytulenia idoli. W końcu drzwi rozsunęły się i weszła ciocia. Zobaczyła mnie, i od razu skierowała się w moim kierunku.
- Kto to ? – spojrzała na chłopaków.
- Ten blondyn to chłopak Mary, a brunet to mój chłopak – czułam że siostra łatwo mi tego nie wybaczy. Ciocia starała się wyglądać na niezaskoczoną, ale moim skromnym zdaniem, niezbyt dobrze jej to wychodziło.
- To ja się idę czegoś dowiedzieć.. – stwierdziła, ruszają do recepcji. Po chwili rozmowy, wyszedł do niej jakiś lekarz, z którym poszła do gabinetu.
- Kurwa i ja oczywiście nic nie będę wiedzieć ! – warknęłam co raz bardziej zła.
- Spokojnie misiek – Leo przytulił mnie od tyłu i delikatnie pocałował w policzek.
- Twoja złość nic Mary nie pomoże. Usiądź i na pewno zaraz się wszystkiego dowiemy – próbował mnie przekonać. A raczej mnie i samego siebie.
Odwróciłam się i czując że zbiera mi się na płacz, wtuliłam się w niego. Dałam poprowadzić mu się z powrotem do krzesełek i usiadłam na jednym.

Na ciocię czekaliśmy kolejne pół godziny, ale w końcu wyszła z gabinetu i ruszyła w moim kierunku.
- Wiesz co jej jest ? – spytałam zdenerwowana. Ewa niespokojnie zerknęła na chłopaków.
- Eh.. możesz przy nich mówić – i wtedy spostrzegłam, że ciocia jest potwornie blada i ma łzy w oczach. Poczułam dreszcze.
- Proszę pani.. – Charlie postanowił się w końcu odezwać.
- Marysia odzyskała przytomność. – z gardeł chłopaków wydobyło się westchnienie ulgi. Ja jednak czekałam na ciąg dalszy. I ciocia to zauważyła.
- Ona jest chora. Bardzo chora. – szepnęła.
- Na co ? – spytaliśmy jednocześnie.
- Na…

Też Was kocham miśki ;* wiem, że trochę mnie nie było, ale żyję, spokojnie !

Rozdział miał być wczoraj, ale jego pisanie przerwało mi pewne wydarzenie, o którym raczej słyszeliście... zamachy terrorystyczne w Paryżu. Dla mnie było to podwójnie stresujące, gdyż w Paryżu mieszka moja rodzina...

Tak, wiem że żałosne wytłumaczenie, ale cóż... Tłumaczy się winny, a ja winna jestem..

Zakończyłam w takim momencie, bo... Bo tak XD
Ale jest pewna podpowiedź.. Jeśli skupicie się na objawach Mary i trochę poszperacie w Internetach, to być może dowiecie się co jej jest xx

To chyba na tyle... Następna część będzie w piątek lub w sobotę. 

Trzymajcie się misie i dobranoc xx

#PrayForParis






sobota, 7 listopada 2015

INFORMACJE

Hej, dzisiaj rozdziału nie będzie. Bo pomimo tego, iż chciałam go napisać i już miałam początek. Mój ojciec zrąbał mi plany. Nie będę mówić, że mam problemy rodzinne, bo tak nie jest. Po prostu nie zgadzamy się w pewnej kwestii, a ja jestem tak wkurwiona, że nie mam siły ani ochoty dalej pisać. Zobaczymy co będzie jutro, możliwe że się pojawi, ale nic nie obiecuje.  bardzo Was przepraszam, i mam nadzieje, że mi wybaczycie.

Pietruha

sobota, 31 października 2015

Rozdział 36 Nie wiem co dalej

„- Natalia, a co ty tu… ? – niedane jej było dokończyć, bo do Sali wpadł nie kto inny jak…”

… Czen, z dumnym wyrazem twarzy.  Stanęłam jak wryta. Nikt nie wiedział o co chodzi Leo i jego mama gapili się na mnie w poszukiwaniu wyjaśnień, a ja stałam i gapiłam się na Czen.
- Natalia ! – zawołała, gdy zorientowała się, że to ja.
- Czen, ale jak ty tu… ? – zaczęłam.
- Oj długa historia, musimy porozmawiać. – nakazała i wyciągnęła mnie z Sali. ( dowiecie się więcej o postaci Czen w historii alkocholowej). – Słuchaj, wiem, że kompletnie cię zaskoczyłam z tym przyjazdem i wybacz, że nie zadzwoniłam, ale to się dzieje tak, szybko, że na nic  nie ma czasu… - mówiła z podekscytowaniem.
- Dobra, rozumiem, ale po co przyjechałaś ?
- Żeby dać ci to – wyciągnęła liliową kopertę  z moim imieniem i nazwiskiem. Spodziewałam się wszystkiego. Wezwania na policję, sprawy w sądzie, wiadomości ze szpitala… Ale doczekałam się zupełnie czegoś innego. Wyciągnęłam złożoną na pół kartkę masowo przyozdobioną chińskimi literkami i czarnymi różami z wielkim napisem na środku „ZAPROSZENIE”.
Zaniemówiłam.
- Ty, wielka Czen… Szef mafii, królowa Korei wychodzisz za mąż !?
- Tak – powiedziała nie pewna mojej reakcji
- No oczywiście, że będę ! Twojego ślubu bym nie przegapiła ! Boże Czen, moje gratulacje ! – rzuciłam jej się na szyje.
- Och, Cukiereczku dziękuję.  
- Tak się cieszę naprawdę !
- Ja też! Będzie fantastycznie. – powiedziała z podnieceniem.
- Zrobię wszystko co tylko mogę, żeby być na waszym ślubie.
- Super ! Tu masz wszystko dokładnie napisane, w razie czego dzwoń. Paa Cukiereczku. – pomachała mi i już jej nie było.
Po chwili wyszedł Leo z mamą.
- Kto to był ? – szepnął do mnie
- Dawna koleżanka.
- Co chciała ?
- Musisz być taki ciekawski ?
- Chcę mieć pewność, że nikt nie chce cię zabić.
- Nie, nikt nie chce mnie zabić. Mamy zaproszenie na ślub.
- Mamy ?
- No chyba, że nie chcesz iść.
- Nie zostawię cię samej ! Tyle złych osób chodzi po tym świecie ! – powiedział teatralnie.
- Głupi jesteś wiesz ? – zachichotałam
- Wiem, ale za to jaki przystojny – poruszył brwiami.
 Przewróciłam oczami i przytuliłam się do niego.

~Mary~
           Po dłuższej chwili, naprawdę dłuższej chwili, odsunęliśmy się od siebie i po prostu leżeliśmy. I     leżelibyśmy całą wieczność, jeśli nie dłużej, gdyby nie ciemne chmury, które zaczęły zbierać  się nad naszymi głowami.
- Będzie burza – stwierdził odkrywczo Charlie – Co robimy ?
- Wiesz, logicznie rzecz biorąc, deszcz jest mokry i moczy ludzi. Ja nie lubię być mokra i tak strzelam, że ty też nie. Proponuję więc, schować się pod coś stałego, typu dach, żeby nie zmoknąć.
- Jakieś propozycje, gdzie można znaleźć to stałe coś, typu dach ? Tsa.. na pewno telefon ci pomoże – stwierdził, widząc, że wlepiam wzrok w ekran.
- Dostałam SMS-a od cioci. Pisze, że jadą z wujkiem do jego siostry i że jak chcę jechać to mam być zaraz z Natką w domu..
- Chcesz jechać ? – blondyn momentalnie zbliżył się do mnie i wyszeptał pytanie do mojego ucha, przez co przeszedł mnie dreszcz.
- Chyba… Chyba nie chcę – uśmiechnęłam się.
- Skąd ja to wiedziałem… - westchnął teatralnie, całując mnie w policzek.
- Pff.. – parsknęłam obrażona – To możemy iść do mnie – dodałam wspaniałomyślnie.
- Możemy – odpowiedział z uśmiechem. I zaczęło padać…
Rzuciliśmy się biegiem w stronę domu. A konkretnie Charlie, ciągnąc mnie za rękę, bo nie znałam drogi. Ledwo  zdążyliśmy się schronić na ganku domu, nim porządnie lunął deszcz, a i tak byliśmy cali przemoczeni. Na szczęście miałam swój klucz, a wujostwo już wyjechało. Od kluczyłam drzwi i weszliśmy do środka.
Zdjęliśmy ubłocone buty i starając się zbytnio nie nabrudzić, weszliśmy do mojego pokoju.
- Poczekaj tu chwilę, ja ogarnę się w łazience i zaraz wracam – powiedziałam do niego, obrzucając go uważnym spojrzeniem – Nie siadaj nigdzie ! – dodałam w panice, gdy dotarło do mnie, że jest cały mokry.
Popędziłam do szafy. Byłam prawie pewna, że miałam tam koszulkę z jakiejś akcji, w której wzięłam udział jeszcze w Polsce. Była na mnie stanowczo za duża, ale może Charlie się w nią wciśnie. Po chwili odkopałam czarną, długą i szeroką koszulkę z napisem „Noc Naukowców 2014”. Chwyciłam ją i zaniosłam blondynowi.
- Przebierz się – rzuciłam mu T-shirt.
- Nie trzeba..
- Trzeba – odpowiedziałam spokojnie. Przewiercił mnie spojrzeniem, ale posłusznie zdjął mokrą bluzkę i przez moment mogłam podziwiać jego szczupły, lekko umięśniony brzuch. Ciekawe, co inne Bambinos oddałyby, żeby być na moim miejscu.. Tym czasem chłopak ubrał się z powrotem i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Przecież wiem, że chodziło ci tylko o to, żeby na mnie popatrzeć – stwierdził z błyskiem w oku.
- Wmawiaj sobie – parsknęłam, lekko się rumieniąc.
- Mój zboczuszek mały – zaśmiał się, przyciągając mnie do siebie i mocno przytulając.
- Ja zboczuszek, a ty ciapa… Teraz jesteś znowu mokry – parsknęłam śmiechem w jego ramię – a ja nie mam więcej koszulek.
- Bywa – potargał mi włosy, na co szybko od niego odskoczyłam.
- Idź już do tej łazienki – zaśmiał się. Pokazałam mu język i poszłam. Podsuszyłam włosy, umyłam twarz i na nowo nałożyłam delikatny makijaż, po czym zdjęłam mokre rzeczy, osuszyłam się ręcznikiem i założyłam świeże rzeczy.



Gdy wróciłam do pokoju, Charlie leżał na moim łóżku, wpatrzony w telefon.
- A ja sądziłam, że to Natka jest uzależniona od komórki – zaśmiałam się, stając w drzwiach. Podniósł na mnie wzrok.
- Narzekasz.. – westchnął.
- Może lubię narzekać – droczyłam się z nim. Wywrócił oczami.

~ Natalia ~
Mama Leo stwierdziła, że chłopak musi jeszcze poleżeć, a że zbiera się na deszcz i tak nie może nigdzie wyjść. Na to Leo przystał, ale pod warunkiem, że zostanę z nim ja. No cóż cioci i wuja nie ma i tak nic lepszego nie mam do roboty…
Weszliśmy do domu. Mama Leonare wysadziła nas pod domem i pojechała do pracy. No cóż zapracowana kobieta. Jak na zawołanie zaczęło padać. Swoją drogą ciekaw co robi Mary z Charlsem…
- O czym tak myślisz ? – spytał Leo zdejmując moją kurtkę i wieszając na wieszaku.
- W sumie to o niczym istotnym. – odparłam
- Hm… chyba mam pomysł czym zająć twoje myśli – uśmiechnął się złośliwie. O nie to się źle skończy.
- Skoro mam być twoja osobą towarzyszącą na weselu musisz się wczuć w mój rytm ( to źle zabrzmiało xD).
- Najpierw mnie naucz tańczyć. – wybuchnęłam śmiechem.
- Nie umiesz tańczyć !? – zdziwił się.
- Nie. Umiem wiele rzeczy, ale taniec do tego nie należy.
- Nie dopuszczalne- powiedział i szarpnął mnie z kanapy na którą już zdążyłam opaść. – Zobacz to proste zdaj się całkiem na mnie. Prawa noga do tyłu, lewa i dołóż – zademonstrował.
- Chyba sobie żartujesz – zakryłam twarz dłońmi.
- Nie. Nauczę cię tańczyć zobaczysz !

10 MIUT PÓŹNIEJ
Po chwili usłyszałam piękne lekkie dźwięki muzyki klasycznej, niestety po chwili głośniki wydały  siebie odgłos miksowania płyty i muzyka się zmieniła na coś bardziej do tańca. Leo wziął mnie w ramiona i delikatnie poprowadził do tyłu.  Trzeba mu przyznać, że był fantastycznym tancerzem. Wszystko szło nam lekko. Gdy już załapałam kroki zaczął mnie okręcać. Wredny… i powiedz tu coś facetowi zawsze robi odwrotnie.
 ***
Było już ciemno a na niebie gościły gwiazdy. Siedzieliśmy razem oparci o łóżko oglądając  Egzorcyzmy Emili Rose.  Zabawny film. Jak zazwyczaj zasypiam na horrorach teraz towarzystwo mi na to nie pozwalało.  Leo cały czas się kręcił i śmiał. I tak zrobiła się godzina 23:41.
- Leo, chyba muszę już iść. – powiedziałam szturchając chłopaka w ramię.
- Zostań, proszę. Mama wyjechała, będziemy sami… - uniósł brew
- Leo ty zboczeńcu – rzuciłam w niego poduszką ze śmiechem.
- Został. – rozkazał
- Ciocia mówiła że mam być w domu.
- Będziesz w domu
- Ale moim.
-To też może być kiedyś twój dom.
- Leo, wiesz o co mi chodzi. Muszę się pilnować.
- Znając życie Charlie też nie wraca do domu na noc.
- Tym bardziej powinnam być  w domu.
- Oj przestań. Nic się nie stanie.  A jeśli nie zostaniesz nie spróbujesz mojego wspaniałego omletu !
- Dobra tym omletem mnie przekonałeś – zaśmiałam się.  -  Ale potrzebuję piżamy i czegoś na jutro.
- Mogą być moje dresy ? – zapytał.
- Jeśli nie masz koronki…
- No wiesz coś by się tam mogło znaleźć…
- Leo ! – powiedziałam z rozbawieniem.
- Dobra, dobra  trzymają koszulkę – podszedł do szafy i rzucił mi biały t-shirt z czarną sescoorolką o 3 rozmiary za dużą idealna.
- Za 10 minut wracam. – pobiegłam do łazienki wzięłam szybki  prysznic i po kilkunasru minutach wyszłam. Leo leżał w samym dole od piżamy na łóżku i przeglądał cos w laptopie.
- Bluzki ci się skończyły ? –rzuciłam żartobliwie.
- Nie lubię spać w bluzkach. – powiedział i zamknął laptopa. – Skoczę tylko po coś do picia i zaraz wracam też chcesz ?
- Nie, dzięki.
- Okej.
Leo wyszedł  ja już nie pamiętam kiedy wrócił, bo gdy nakryłam się pierzynką zasnęłam.

Charlie

Mary zniknęła za drzwiami łazienki, a ja usiadłem na jej łóżku, wyciągając z kieszeni telefon. Zobaczyłem 2 nieprzeczytane wiadomości. Obydwie z dobrze znanych mi numerów. Otworzyłem pierwszą, tę od Leo.
„ Możesz wymyślić Natce jakieś usprawiedliwienie u jej cioci ? Bo usnęła u mnie, i nie mam serca jej budzić…”
„Coś się wymyśli, spokojnie..” – odpisałem, a potem zerknąłem na drugą wiadomość.

„Nie myśl, że ujdzie ci to na sucho :* Masz tu mały fotoreportaż”

Z przerażeniem zerknąłem na zdjęcia.
Natalia leżała w koszulce Leo ściskając pierzynę, a on (oczywiście bez koszulki) obok niej.
Gdy wróciła Mary pokazałem jej te zdjęcia.
- Kto by pomyślał moja mała siostrzyczka…
- I mój mały Leoś… - powiedziałem
- Śpią w jednym łóżku…
- I każdemu z nich brakuje…
- Jakiejś części piżamy… - zakończyła
- Widzisz jak my się dopełniamy – powiedziałem z zabawiackim uśmiechem.
- Tsa, a zwłaszcza jeśli chodzi o tryb spania mojej siostry i twojego hmh można powiedzieć brata.
- Tak, a zwłaszcza w tym…  - przysunąłem się lekko do Mary i pocałowałem.
A potem leżeliśmy, leżeliśmy i długo rozmawialiśmy, aż w końcu sen pochłonoł nas razem.







HEIJ ! To znowu ja witam was w tą Halloweenową noc.  Niestety mój ojciec jest takim... człowiekiem że nie pozwolił mi jechać do Mary, tak musiałam to napisać. Czółam że to chcecie wiedzieć. Ja to wiem ;*
Sączę sobie magiczny złoty napój i chce mi się spać i jestem głodna. Hmh... ja już nie myślę o tej godzinie więc dobranoc !!!



POZDRO600 DLA CZEN

POZDRO600 DLA MARCELINY XD CZŁOWIEKU ODEZWIJ SIE !


niedziela, 25 października 2015

Rozdział 35 Zabójczy Sen

Było co raz ciemniej. Przez okno wpadało światło księżyca. Nastrój był romantyczny. Leżałam przytulona do niego, już prawie zasypiałam. Leo miał równy miarowy dech. Czułam bicie jego serca. Zaskakujące było to, że nikt nie przyszedł mnie wyprosić. Byliśmy razem cały wieczór.  Nagle Leo gwałtownie się przekręcił, tak, że w jednej chwili leżałam pod nim.
- Myślałem, że śpisz. – mruknął do mnie.
- Nie mogę zasnąć.
- Hmh, chcesz coś do picia ?
- Nie, dzięki. – mruknęłam i wtuliłam się w poduszkę. Leo podniósł nie leniwie i sięgnął po wodę.  Nie pamiętam, kiedy się położył, bo zamknęłam oczy i zasnęłam.
***
Stałam w długim tunelu, którego nie widziałam początku, ani końca. Miałam na sobie, typowy strój nocnego łowcy. Za pas zatkniętą Saletę i Miecz. Usłyszałam głośny krzyk, jakby kogoś rozrywano na strzępy, odruchowo pobiegłam w jego stronę. Stanęłam przed drzwiami, były lekko uchylone. Lekko, ale pewnie je popchnęłam . Na  środku wielkiej Sali stały trzy stoły lekarskie, na których były porozkrawane ciała. Wokół nich kręcił się mężczyzna w białym kitlu. Byłam pewna, że muszę go zabić, zatrzasnęłam drzwi, tak żeby mnie usłyszał.  Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Chwycił nóź z najbliższego stołu i z uśmiechem (pedofila) ruszył w moją stronę. Nie cofnęłam się. Wyciągnęłam Seraficki Miecz, a z moich ust popłynęły nie zrozumiałe dla mnie słowa. Moje ciało jakby samo pomknęło w stronę przeciwnika, i bez większych skrupułów wbiło mu miecz w tchawicę. Wstrząsnął mną dreszcz. Nie miałam panowania nad tym co robię. Podeszłam do krwiawiącego i powiedziałam:
- Dakchyeo!
Po czym odeszłam bez mrugnięcia okiem.
***
Gdy się obudziłam kurczowo trzymałam się poduszki, a Leo dziwnie się na mnie gapił.
- Wszystko dobrze ? – zapytał – Mamrotałaś jakieś dziwne słowa przez sen.
- Tak,  chyba tak. – otrząsnęłam się. – Która godzina ?
- Prawie 11 za godzinę przyjedzie moja mama trzeba się jakoś ogarnąć.
- Hm… rozumiem, że mam się ubrać w twoje rzeczy ?
- Było by wskazane. No i muszę cię ostrzec, że prawdopodobnie bambinos będą czekały pod szpitalem.
- Czyli mam się upozorować na chłopaka ?
- Nie, wtedy by sądziły, że mogę być gejem.
-  Hmm… dobra, coś wymyślę. Bój się. – uśmiechnęłam się zabójczo. Weszłam do łazienki i po chwili wyszłam w kitce i tym stroju.

- Nie wiedziałam, że lubisz Jacka Danielsa. – uśmiechnęłam się
- Tak, w sumie to nie piłem.
- Żałuj całkiem niezłe.
- Piłaś ?!
- Spytaj się lepiej czego ja nie piłam – uśmiechnęłam się.
- Długo ?
- Od jakiś 3 lat.
Zaniemówił
- Ale nie co dziennie !  Z resztą kiedyś opowiem ci całą historię. Trochę tego będzie.
- Ale… mniejsza.   – podszedł o krok bliżej. – To, może zaczniemy…
- Leo i w końcu wychodzisz ! – drzwi się otworzyły i do pokoju wkroczyła mama Leonarda.  Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
- Natalia, a co ty tu… ? – niedane jej było dokończyć, bo do Sali wpadł nie kto inny jak…


TAK W KOŃCU JEST !!!
Byłby wcześniej ale konie to nie zabawka <3
POZDROWIENIA I PODZIĘKOWANIA DLA CZEN, KTÓRA JEST WSPÓŁTWÓRCĄ ROZDZIAŁU CHWAŁA CI !
Za tydzień lub dwa historia alkocholowa ! cieszycie się ? wiem, że tak xD
No To Ten… Zorro cieszysz się ?
Pozdwo600

Mg. Inż. PIETRUHA  

sobota, 17 października 2015

Rozdział XXXIV - Nur mit Dir

~Marianna~

Sama nie wiem, ile szliśmy. Na pewno jednak dosyć długo.. Nie dowiedziałam się, gdzie zmierzamy, bo za każdym razem, gdy o to pytałam odpowiadał mi tylko śmiech blondyna.
Przez długi czas, czułam na sobie promienie Słońca, gdy nagle ogarnął mnie przyjemny chłód. Usłyszałam szelest liści, szum drzew.
- Jesteśmy – oddech Charliego musnął moje ucho i odzyskałam wzrok. Staliśmy na niewielkiej polance w jakimś zagajniku. Oprócz nas nie było tu nikogo.
- Po co tu przyszliśmy ? – spytałam.
- Chyba nie powiesz, że ci się tu nie podoba ? – odpowiedział mi pytaniem. Ale rzeczywiście nie mogłam zaprzeczyć. Było tu przepięknie.  Słońce prześwitywało przez korony drzew, wiał delikatny, ciepły wiatr. Na skraju polany, równo z linią drzew stała niewielka, drewniana altana.
- Jesteś pewny, że nie jesteś seryjnym mordercą? Wiesz, tam mógłbyś na przykład trzymać ciała – wskazałam na altanę.  Charlie spojrzał na mnie, unosząc brwi. Tsa… nie ma to jak skompromitować się przed własnym chłopakiem…
- Tak, zgadłaś. Moim życiowym pragnieniem było zostać seryjnym mordercą, chowającym ciała w lesie, a muzyka to tylko taka sprytna przykrywka – odpowiedział z krzywym uśmieszkiem, ruszając w moim kierunku. Udając przerażenie, zaczęłam się cofać, aż moje plecy natrafiły na pień szerokiego drzewa. Charls zbliżył się do mnie i oparł dłonie po obu stronach mojej głowy.
- Dalej masz ochotę żartować ? – spytał cicho. Przez jego bliskość, nie nadążałam oddychać, krew buzowała mi w żyłach.
- Chyba już nie – udało mi się odpowiedzieć. Napotkałam spojrzenie jego błękitnych oczu i poczułam, jak nogi się pode mną uginają.
- I słusznie – wpił się w moje usta, tak nagle, że znów pozbawił mnie oddechu.

~Charlie~

To, że przyprowadziłem Mary w to miejsce, miało szczególne znaczenie. To właśnie tu zaczęła się cała historia z Rebecą i chciałem, żeby tu się zakończyła. Dziewczyna na chwilę zamarła, zaskoczona moją zachłannością. Szybko jednak ocknęła się, zarzucając mi ręce na szyję i odwzajemniając pocałunek. W tej chwili w Ziemię mógł uderzyć meteoryt, mogła wybuchnąć III wojna światowa. Liczyła się tylko ona.
- I takie są twoje plany na cały dzień ? – spytała, kiedy się od siebie udsunęliśmy.
- Chciałabyś – parsknąłem.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę – uśmiechnęła się skromnie – Czyli co robimy ?
- Jeśli nie masz nic przeciwko, to zostaniemy tutaj – odpowiedziałem, ciągnąc ją w stronę altany.

~Natalia~

„- Kochasz mnie ?
- Zawsze księżniczko.”

Wcisnęłam się na szpitalne łóżko obok Leo, wtuliłam się w niego i po prostu siedzieliśmy w milczeniu.

- Tak w sumie… To nigdy nie sądziłem, że moja dziewczyna nie będzie moją fanką – stwierdził brunet z uśmiechem.

- Nie martw się. Może nie jestem twoją fanką, ale obiecuję być twoją największą hejterką – pocałowałam go w policzek, na co wywrócił oczami.
- Pfff jaka z ciebie ciamajda – parsknął.
- Ale z ciebie większa – odpowiedziałam.
- Kłamczysz
-  A ja leżę w szpitalu, czy ty ?
- A mnie stratowały fanki czy ciebie ?
- A ja mam fanki, które zachowują się jak dzikie zwierzęta czy ty ?
- Ale ja przynajmniej mam fanki, w przeciwieństwie do ciebie
- Proszę cię… tam gdzie ja się pojawię, ludzie od razu padają mi do stóp – parsknęłam.
- Chłopacy też ?
- Chłopacy zwłaszcza – wyszczerzyłam się.
- W takim razie nigdzie nie pojawisz się beze mnie – zaśmiał się, delikatnie mnie całując.
- Chciałbyś – mruknęłam, odwzajemniając pocałunek.


~Marianna~

- To ten moment w którym mam krzyczeć, że masz mnie stąd wypuścić, morderco ? – spytałam, kiedy usiedliśmy pod altaną.

- Nie odpuścisz ? – spytał Charlie, przyciągając mnie do siebie.
- No raczej, że nie – cmoknęłam go w policzek. Pokręcił głową, jakby z niedowierzeniem i nagle złączył nasze usta.
- Jakbym po każdym naszym pocałunku miała malować usta pomadką ochronną, to bym zbankrutowała – oświadczyłam poważnie. Charlie parsknął śmiechem.
- Wzięłaś troszkę rozumku z domu, księżniczko ? – spytał.
- Nie, książę – odpowiedziałam smutno – mój rozumek zgubił się już bardzo dawno temu.
- Kiedyś go znajdziemy
- Nie trzeba
- Będziesz do końca życia bezmózgiem ? – z trudem powstrzymywał śmiech.
- Może i bezmózgiem, ale twoim bezmózgiem – uśmiechnęłam się z dumą.
- No, oczywiście że moim – znów mnie pocałował.
- Ale my dzisiaj słodcy jesteśmy. Normalnie jak… jak cukier ! – parsknęłam niepowstrzymanym śmiechem, tarzając się po trawie.
- To się wysiliłaś – blondyn dołączył do mnie.
- Wiem – prawie płakałam ze śmiechu. Leżeliśmy na polance obok siebie. A konkretnie, ja oparta o pierś Charliego. Uniosłam delikatnie głowę i pocałowałam go, tak jak on wcześniej mnie. Nagle usłyszałam jakiś szelest. Mimo wszystko, nie podniosłam głowy żeby sprawdzić, czy przypadkiem ktoś nie nadchodzi. Niestety, mimo że nie zrobiłam tego ja, zrobił to on.

- Mary słyszałaś coś ? – spytał szeptem.
- Nie, musiało ci się wydawać.  – skłamałam. I wtedy to zauważyłam. Kątem oka dostrzegłam cień uciekający w głąb zagajnika. Zesztywaniałam.

- Mary, czy na pewno wszys… - uciszyłam go, wznawiając przerwany pocałunek. Wydawał się lekko zaskoczony, ale odwzajemnił to. Nie mogłam się jednak na nim skupić w 100 procentach, bo moją głowę wciąż zaprzątał cień. Cień wysokiej i szczupłej dziewczyny.

Hejooo Bambkisielki <3 <3

No hej, hej, hej Tutaj Mary. Wasza ukochana, najdroższa kocica aww Mary.

Taak... Stwierdzam niedojebanie mózgowe i nadmiar Yoczooka...
I brak weny i czasu i rozumu... I lepiej skończę narzekać... Zostanę starą panną z Lamami.

Pierdolony, doniczka pierdolona...

Chyba dzisiaj nie mam zbyt wiele do powiedzenia... Tak, za długość rozdziału możecie mnie zabijać, ustawcie się w kolejce xx

No i :

Wpierdol dla Natki, bo jej nie było, kiedy być powinna.

Podziękowania dla Zorro (ty już wiesz za co XDD)

Pozdrowionka dla Li *mina pedofila*

Przytulas dla mojej niepodrabianej, polskiej Lamy xx

I grzypek dla Czen.

Idę dalej sarny płoszyć... Papatki misie xx

https://www.youtube.com/watch?v=WbAC9YhWDJg

PS. Tak, tytuł jest po niemiecku XD To tytuł pewnej zacnej piosenki, którą śpiewa mój nowy mąż XD
https://www.youtube.com/watch?v=2cGPVbETUr0