piątek, 27 listopada 2015

Rozdział XXXVIII (38) - "Prawdziwa miłość połączyła ich, walczyli do końca chociaż brakło sił.."

- Na białaczkę- wydukała ciocia. Blada, osunęła się na krzesło ze łzami w oczach. Stałam, nie mogąc ruszyć żadną kończyną, niczym. Jak to ?! Przecież Mary zawsze była pełna życia, rzadko chorowała… A tu nagle co ?! Białaczka ?! To nie mogła być prawda…
Charlie siedział obok cioci, chyba nie do końca świadomy, że po jego policzkach spływają strugi łez. Leo, również potwornie blady, podszedł do mnie, a ja wtuliłam się w jego ramiona, mając nadzieję, że chociaż na chwilę zapomnę o chorobie siostry. Może stałam tam kilka minut, może godzinę, może cały dzień… W końcu jednak odsunęłam się od chłopaka i ruszyłam korytarzem. Być może ktoś za mną wołał, ale nic do mnie nie docierało. W jakiś sposób czułam, gdzie znajdę Mariannę. Weszłam do Sali i zobaczyłam ją. Spała na szpitalnym łóżku z kroplówką i innymi ustrojstwami wokół siebie. Na twarzy miała delikatny uśmiech, włosy opadały jej na ramiona.
- Nie może cię tutaj być – usłyszałam za sobą nieprzyjemny głos. Odwróciłam się i ujrzałam pielęgniarkę stojącą w drzwiach.
- Bo co ? – burknęłam wściekła.
- Bo to ciężko chora pacjentka – odrzekła, mrużąc oczy.
- Co ty nie powiesz.. – parsknęłam zdenerwowana co raz bardziej.
- Może grzeczniej do dorosłych ?!
- Może nie ?!
- Pożałujesz tego – warknęła, próbując odciągnąć mnie od łóżka. Zaczęłam się szarpać i odpychać kobietę, aż w końcu wylądowała na ziemi.
- Natka ! – do pokoju wpadł brunet, zaraz po nim Charlie, ciocia i jakiś lekarz, który natychmiast pomógł wstać pielęgniarce.
- Jak pani dzieci nie umie upilnować, to dzieci pani mieć nie powinna ! – warknęła poszkodowana do cioci. Już miałam jej coś bardzo kulturalnie odpowiedzieć, gdy usłyszeliśmy za sobą cichy, ale pewny głos.
- Niech pani ich tu zostawi. Skoro jestem ciężko chora, to niech się pani przymknie, bo teraz to mnie jeszcze głowa boli – to Mary się obudziła. Wszyscy się na nią obejrzeli, a pielęgniarka, cała czerwona na twarzy wyszła z Sali. Lekarz przyjrzał się nam uważnie.
- Każdy z was może być u niej około 10 minut. Ale pojedynczo – zastrzegł.
- Wejdę na końcu – westchnęłam, opuszczając pokój.

~Mary~

Ostatnie co pamiętam, to twarz blondyna. I jego głos, powtarzający moje imię. Potem była ciemność, a jakiś czas później oślepiająca biel i mnóstwo światła. Zmrużyłam oczy, nie mogąc zorientować się gdzie jestem.
- Mamy ją – usłyszałam jakiś głos, nie daleko siebie. Próbowałam coś powiedzieć, ale miałam okropnie wyschnięte gardło.
- Zaraz się napijesz – usłyszałam czyjś szept. Po chwili, jakieś dłonie delikatnie pomogły mi usiąść i zorientowałam się gdzie jestem. W szpitalu. Nie pojmowałam jednak, czemu się tutaj znalazłam.
- Pij – do moich ust ktoś podstawił szklankę i z ulgą pociągnęłam łyk wody.
- Co się stało ? Dlaczego tu jestem ? – chciałam się dowiedzieć. Obok mnie stała pielęgniarka, ta sama z którą rozmawiałam, gdy przyszłam odwiedzić Leo, wraz z jakimś lekarzem.
- Zemdlałaś. Twój chłopak wezwał karetkę, byłaś nieprzytomna przez około godzinę. Zdążyliśmy zrobić ci już część badań i mamy pewne podejrzenia, tylko powiedz… czy ostatnio coś ci było ?
Opowiedziałam lekarzowi o bólach brzucha, które mi ostatnio dokuczały. Mężczyzna smutno pokiwał głową.
- Wiecie co mi jest ? – spytałam przestraszona.
- Masz białaczkę. – odrzekł doktor. Spojrzałam na niego, jakby mówił po chińsku.
- Na szczęście, niezbyt rozwiniętą i chyba z tego wyjdziesz. – kontynuował.
- Czy jest tu ktoś z mojej rodziny ?
- Z rodziny tylko twoja siostra, ale nie może tu wejść. Niedługo powinna przyjechać twoja ciocia, wtedy porozmawiamy – odrzekł i wyszedł.
- Czegoś ci potrzeba ? – spytała pielęgniarka.
- Świętego spokoju – burknęłam. Spojrzała na mnie niepewnie, przygryzając wargę. Odwróciłam się do niej tyłem i po chwili usłyszałam kroki i zamykane drzwi. Byłam sama z piskiem najróżniejszych maszyn, do których byłam podłączona.
Powoli, z łzami spływającymi po policzkach i z czarnymi myślami, zapadłam w sen.

****

Obudziły mnie krzyki Natalii i jakiejś kobiety. Nieprzytomnie okręciłam się w ich stronę, ale jako że były tyłem do mnie, nie zauważyły, że się obudziłam.
Po chwili pielęgniarka upadła na podłogę. Nie była to ta sama kobieta, która była koło mnie wcześniej. Do Sali wpadła ciocia, chłopacy i doktor z którym rozmawiałam, nim usnęłam.
- Jak pani dzieci nie umie upilnować, to dzieci pani mieć nie powinna ! – warknęła pielęgniarka, gdy lekarz pomógł jej podnieść się z podłogi, a Natka utonęła w uścisku Leondre.
- Niech pani ich tu zostawi. Skoro jestem ciężko chora, to niech się pani przymknie, bo teraz to mnie jeszcze głowa boli – nie wytrzymałam w końcu. Wszyscy spojrzeli na mnie. W oczach blondyna zobaczyłam łzy. Czyli już wiedział…
Pielęgniarka, z czerwonymi policzkami wypadła na korytarz, a lekarz obrzucił mnie uważnym, pytającym spojrzeniem. Ledwo zauważalnie kiwnęłam głową.


- Każdy z was może być u niej około 10 minut. Ale pojedynczo – powiedział do nas i również wyszedł.
- Wejdę na końcu – Natka również nas opuściła, a Leoś wyszedł zaraz za nią. Ciocia i Charls spojrzeli po sobie i moja opiekunka również wyszła, zamykając za sobą drzwi. Charlie usiadł koło mnie.
- Jak się czu..
- Nie rozmawiajmy o tym jak się czuję – westchnęłam.
- Przepraszam, to było głupie pytanie… - przykucnął obok szpitalnego łóżka i delikatnie mnie przytulił.
- Nie chcę, żeby moja choroba coś zmieniła w naszych relacjach – spojrzałam w jego błękitne oczy, pełne łez – Jeśli masz zamiar przez białaczkę mnie zostawić, zrób to teraz.
- Nie zostawię cię księżniczko – jego łza skapnęła na moją twarz – będę z tobą do końca. Nie wiem jak ten koniec będzie wyglądał, ani kiedy nastąpi, ale będę do końca.
- To że jestem chora, nie oznacza że umrę. Jest to możliwe, ale nie pewne. I chcę żebyś zdawał sobie z tego sprawę – dziwiłam się sobie, że jeszcze nie płaczę.
- Zdaję sobie z tego sprawę. I nie zmienia to faktu, że cię nie zostawię – powiedział i złożył na moich wargach delikatny pocałunek. Jakby bał się, że rozpadnę się na malutkie kawałki pod jego dotykiem.
Z wielkim trudem, ale jakoś udało mi się objąć go za szyję i sprawić, żeby jego usta stały się wyraźniejsze na moich. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
- Na zawsze ? – spytał blondyn. Łzy prawie zdążyły mu już wyschnąć.
- Na zawsze. Nawet jeśli… Nawet jeśli będę gdzieś tam – odpowiedziałam, również czując już łzy .
- Kocham cię księżniczko – szepnął jeszcze raz, delikatnie mnie całując. Pierwszy raz usłyszałam od niego te słowa, co było kolejnym powodem do uwolnienia łez.
- Ja ciebie też, książę. – przytuliliśmy się tak, jakbyśmy mieli okazję zrobić to ostatni raz w życiu. Przerwało nam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę – zawołał Charlie, nie puszczając mnie.
Drzwi uchyliły się i zajrzała do nas ciocia.
- Nie spieszcie się. Leo i Natalia już poszli, bo mają coś ważnego do załatwienia i kazali c przekazać że wpadną jutro. Ale jutro już odwiedzą cię w domu.
- Co ? – spytałam zdziwiona.
- To – ciocia uśmiechnęła się delikatnie – jutro rano już wychodzisz. Lekarze uważają, że nie ma sensu trzymać cię w szpitalu. Dostaniesz leki i będziemy czekać, jak rozwinie się sytuacja. Ja pójdę do sklepu, przyniosę ci coś do jedzenia. Charlie, też coś chcesz ?
- Nie, dziękuję – odpowiedział blondyn. Ewa posłała nam jeszcze jeden uśmiech i wyszła.




- Wiesz co ? – zwróciłam się do blondyna.
- Co, misiu ?
- Oni wypisują mnie do domu… Ja czuję się przez to, jakbym… Jakbym już umierała, jakby nie było już dla mnie nadziei. Tylko takie „Umrzesz tak czy siak. A czy w domu, czy w szpitalu… co to za różnica ?”
- Wcale tak nie jest – szepnął blondyn – „Just be hopeful” krasnalu.
- Masz szczęście że te wszystkie rurki i kabelki trzymają mnie w miejscu. Inaczej, pożałowałbyś tego „krasnalu”. Mutant się znalazł. – parsknęłam obrażona.
Chłopak roześmiał się cicho i pocałował mnie w policzek.
- I jak ja mam się na ciebie gniewać ? – spytałam, udając rozżalenie.
- Wcale, krasnalu – tym razem nawet nie próbowałam się obrażać.





 Witam drogie Bambkisielki w ten słoneczny (tak bardzo), ciepły (mhm...), pogodny (wcale) dzień !
I wszystko się wyjaśniło... Szczerze ? To płakałam przy pisaniu tego rozdziału... Ale jak wy nie płakaliście przy czytaniu, to nic nie szkodzi, w końcu to ja jestem dziwna. Wy niekoniecznie xx

Nie mam chyba zbyt dużo do pisania... Chociaż...

Błagam Was na kolanach o wybaczenie, że tak długo nie było rozdziałów ! Wybaczycie ? xx
No i z osobna przepraszam Asię, jeśli moja tragedia nie dorównała Twoim wyobrażeniom :**

Tak więc ja się z Wami żegnam, papatki // Mary <3

Ps. No i imię CZEN i HELGI żeby rozdział był fajniejszy. 

poniedziałek, 23 listopada 2015

Słów kilka od Mary

Hej Bambkisielki xx

Odpowiadając na pytania o rozdział, jeśli wierzyć Natce (nie radzę XD) będzie jescze dziś, a mój jakoś w weekend, czyli będą dwa w ciągu tygodnia, żeby wynagrodić Wam brak rozdziału w zeszłym tygodniu. 

Była któraś z Was na koncercie i spotkała naszych Misi ? Piszcie w komentarzach :*

Ale te kilka słów piszę w konkretnym celu... Pod następnym rozdziałem zapomniałam dopisać, że mam nadzieję na 30 tys wyświetleń do końca roku, a dziś zaglądam na bloga... i co widzę ? 

PRZEKROCZONE 31 TYS WYŚWIETLEŃ !!

Dziękuję Wam za to bardzo mocno, z całego serduszka :** Nie spodziewałyśmy się tak wielkiego sukcesu tych naszych wypocin xx

Ja już Was dłużej nie nudzę, i zostawiam w oczekiwaniu na rozdział...

Dobranoc
               Mary xxx

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział XXXVII - Perfect Two

~Mary~
Obudziłam się w środku nocy, czując nagły ucisk w brzuchu. Zdażało mi się to ostatnio, ale szybko przechodziło, więc specjalnie się tym nie przejmowałam. Obok mnie leżał Charlie. Uśmiechnęłam się do siebie i znów poczułam mocniejszy ucisk. Skrzywiłam się delikatnie. Przysunęłam się bliżej blondyna i wtuliłam się w jego ramię, starając się zapomnieć o bólu. Resztę nocy spędziłam na krótkich drzemkach, z których co chwilę się przebudzałam, z nieustępującym bólem. Będę chyba musiała się wybrać do lekarza...

Gdy obudziłam się już rano, ból prawie że zniknął.
-Hej księżniczko - ledwo otworzyłam oczy, a już miałam przed sobą najcudowniejszą twarz. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Charlie od razu mnie pocałował.
- Hej książe - szepnęłam, gdy się odsunął.
- Co ty na to, żebyśmy zjedli sobie śniadanie po za domem?  Niedaleko parku jest całkiem przytulna kawiarnia.. - zaproponował blondyn
- W sumie.. czemu nie?  Ogarnę się i możemy iść - zeszłam z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki, chwytając po drodze ubrania.
Szybko się ogarnęłam, uczesałam, zrobiłam makijaż i wróciłam do pokoju.
- Możemy iść?  - blondyn spojrzał na mnie z nad telefonu.
- Tak, grubasie - odrzekłam, sięgając po torebkę.
- Jak mnie nazwałaś?  - był chyba bardziej zdziwiony niż zdenerwowany.
- Grubasem. A co?  - dalej udawałam obojętność. W chwile później moje nogi oderwały się od ziemi. Oczywiście mój genialny chłopak był sprawcą..
- Aaaaa!!  Lenhan, idioto!  Puść mnie!  - piszczałam wierzgając nogami.
- Po nazwisku w sądzie misiek – dalej mnie trzymał.
- Puszczaj blondasie – nie zamierzałam się łatwo poddać.
- Wedle życzenia kochanie – i delikatnie rzucił mnie na łóżko.
- Ja cię kiedyś zabiję – parsknęłam podnosząc głowę – jestem cała rozczochrana !
- Problemy lvl Mary – uśmiechnął się do mnie.
Znów poczułam ucisk w brzuchu, ale starałam się to zamaskować. Najwyraźniej jednak nieskutecznie…
- Mary w porządku ? – spojrzał na mnie z troską.
- Tak, a co ? – udałam obojętność.
- Nic, wydawało mi się że… Z resztą nieważne, chodźmy – pociągnął mnie za rękę.
- Jestem nie uczesana ! – próbowałam protestować. W odpowiedzi jeszcze bardziej potargał mi włosy i pociągnął dalej w stronę wyjścia.
Wyszliśmy z domu, biorąc po drodze Melody`ego. Po kilkunastu minutach spaceru doszliśmy na miejsce. Nagle zaczęłam czuć potworne zmęczenie. Ale przecież o tylko kawałek… Zazwyczaj chodziłam o wiele dalej…
- Księżniczko jesteś blada… - chłopak spojrzał na mnie z jeszcze większą troską. Nagle rozległy się piski, które uratowały mnie od odpowiedzi. Oczywiście była to grupka fanek.
- Idź, ja poczekam – blondyn obrzucił mnie jeszcze jednym spojrzeniem i przywołując na twarz uśmiech, odszedł w stronę dziewczyn. Przysiadłam na krzesełku przed kawiarnią i patrzyłam jak przytula inne dziewczyny, robi sobie z nimi zdjęcia, daje autografy… O dziwo, nie byłam zazdrosna.. Pamiętałam jak ja bardzo chciałam go zobaczyć, dotknąć, porozmawiać… A dziś miałam go na co dzień. One miały go na tylko kilka minut i nie zamierzałam im tego niszczyć. Zauważyłam, że Bambinos od czasu do czasu zerkały w moim kierunku. Charlie również musiał to zauważyć, bo coś im powiedział i delikatnie się zarumieniły. W końcu dziewczyny odeszły, a on wrócił do mnie.
- Wejdziemy do środka coś zamówić ? – spytał.
- Jasne – podniosłam się z krzesełka i nagle znów poczułam mocny ucisk w brzuchu, a świat przed moimi oczami zawirował. Ostatnią rzeczą którą usłyszałam, nim osunęłam się w ciemność, był głos blondyna krzyczący moje imię.

~Charlie~
Marianna wstała z krzesełka i nagle zgięła się w pół.
- Mary ! – krzyknąłem przerażony, łapiąc ją w ostatniej chwili. Szczeniak, nic nie rozumiejąc, zaczął szczekać. O tej porze było tu jeszcze pusto i nie zobaczyłem nikogo, kto mógłby mi pomóc. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem pod numer alarmowy. Drżącym głosem odpowiadałem na pytania kobiety, która odebrała. Obiecała, że karetka przyjedzie jak najszybciej. Nie miałem pojęcia, co robić…
- Mary.. odezwij się… słyszysz mnie ? Kochanie, proszę cię, spójrz na mnie – mówiłem cicho, delikatnie nią potrząsając. Po mojej twarzy spływały łzy. Nagle koło mnie pojawił się ratownik medyczny.
- To ty dzwoniłeś ? – spytał, podczas gdy dwóch innych mężczyzn transportowało dziewczynę do karetki.
- Tak, ja
- Kim dal niej jesteś ? Bratem, kuzynem..
- Chłopakiem – wpadłem mu w słowo – i chcę jechać z nią.
- Nie. Ty tu zostaniesz i powiadomisz jej rodziców – odpowiedział gościu, denerwując mnie jeszcze bardziej.
- Jej mama nie żyje, a ojciec mieszka w USA – burknąłem
- To z kim tu mieszka ? – wydał się trochę zmieszany.
- Z ciotką i siostrą – poczułem że powinienem się uspokoić.
- Masz z którąś z nich kontakt ?
- Z siostrą. Powiadomię ją, proszę już jechać – westchnąłem ciężko. Ratownik spojrzał na mnie jeszcze raz i odszedł w stronę samochodu, a ja wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Leo.

~ Leondre~
Obudziłem się z Natalią u boku i to chyba była najlepsza pobudka w moim życiu. Spojrzałem na nią i zorientowałem się że również nie śpi.
- Hej księżniczko – to, że do dziewczyn zwracam się „księżniczko” mam przez Charliego. On przeze mnie nauczył pić się kawę, której wcześniej nienawidził.. Cóż, żyję z dziwnymi ludźmi.
- I tak cię zabiję – Natka uśmiechnęła się i delikatnie mnie pocałowała. Przytrzymałem jej twarz, przedłużając pocałunek, gdy przerwał nam telefon. Zignorowałem go całkowicie, ale dziewczyna odsunęła się.
- Odbierz, to może być coś ważnego… - zerknąłem na wyświetlacz. Dzwonił Charlie… Uduszę go kiedyś… Mimo wszystko odebrałem.
- Czego chcesz stary ? – spytałem uprzejmie.
- Leo.. Mary, ona… - mówił drżącym głosem.
- Co jej jest ? – przerażony zerwałem się z łóżka, ignorując pytające spojrzenie Natalii.
- Zemdlała w parku… Zabrała ją karetka.. możesz powiedzieć Natalii ? – wiedziałem że mówi przez łzy.
- Gdzie jesteś ? – spytałem rzeczowo.
-  W parku..
- Przyjdź do mnie. Moja mama zawiezie nas do szpitala
- Do szpitala ? Leo o co chodzi ?! – pisnęła dziewczyna, słysząc moją rozmowę.
- Czekam – rzuciłem tylko, rozłączając się. Potem przekazałem Natce informacje. Bez słowa wyciągnęła swój telefon i zadzwoniła do cioci. Rozmawiały po polsku, więc nic z tego nie rozumiałem..
- Będą za około 1,5 godziny – powiedziała ze łzami w oczach. Potem chwyciła swoje rzeczy i poszła do łazienki, żeby się ogarnąć. Po niej zrobiłem to ja i zeszliśmy na dół w chwili, kiedy mama otworzyła drzwi Charlsowi. W skrócie przedstawiłem rodzicielce sytuację, a ona starając się okazać neutralność na widok mojej dziewczyny natychmiast zgodziła się nas zawieźć.
~Natalia~
Marianna mdlała często, ale w podstawówce.. To już minęło.. Cop jej się mogło teraz stać ? Charlie siedział na przednim siedzeniu, a Leo trzymając mnie za rękę, razem ze mną na tylnym. Po 20 minutach byliśmy na miejscu, chociaż mi się wydawało, że była to cała wieczność. Wyskoczyliśmy wszyscy z samochodu, razem z panią Victorią i popędziliśmy do recepcji, gdzie oczywiście nic się nie dowiedzieliśmy. Jedynym członkiem rodziny byłam ja, a byłam niepełnoletnia. Miałam ochotę powiedzieć tej kobiecie parę miłych słów, ale chłopacy na szczęście dla niej mnie powstrzymali. Pozostało nam czekać…

*** GODZINĘ PÓŹNIEJ***
Przez cały czas niespokojnie krążyłam po poczekalni, ignorując oburzone spojrzenia innych pacjentów. Leondre zdołał przekonać swoją mamę, żeby pojechała do domu, więc siedzieliśmy w trójkę. W międzyczasie pojawiły się dwie Bambinos, ale rzuciłam im takie miłe spojrzenie, że zrezygnowały z przytulenia idoli. W końcu drzwi rozsunęły się i weszła ciocia. Zobaczyła mnie, i od razu skierowała się w moim kierunku.
- Kto to ? – spojrzała na chłopaków.
- Ten blondyn to chłopak Mary, a brunet to mój chłopak – czułam że siostra łatwo mi tego nie wybaczy. Ciocia starała się wyglądać na niezaskoczoną, ale moim skromnym zdaniem, niezbyt dobrze jej to wychodziło.
- To ja się idę czegoś dowiedzieć.. – stwierdziła, ruszają do recepcji. Po chwili rozmowy, wyszedł do niej jakiś lekarz, z którym poszła do gabinetu.
- Kurwa i ja oczywiście nic nie będę wiedzieć ! – warknęłam co raz bardziej zła.
- Spokojnie misiek – Leo przytulił mnie od tyłu i delikatnie pocałował w policzek.
- Twoja złość nic Mary nie pomoże. Usiądź i na pewno zaraz się wszystkiego dowiemy – próbował mnie przekonać. A raczej mnie i samego siebie.
Odwróciłam się i czując że zbiera mi się na płacz, wtuliłam się w niego. Dałam poprowadzić mu się z powrotem do krzesełek i usiadłam na jednym.

Na ciocię czekaliśmy kolejne pół godziny, ale w końcu wyszła z gabinetu i ruszyła w moim kierunku.
- Wiesz co jej jest ? – spytałam zdenerwowana. Ewa niespokojnie zerknęła na chłopaków.
- Eh.. możesz przy nich mówić – i wtedy spostrzegłam, że ciocia jest potwornie blada i ma łzy w oczach. Poczułam dreszcze.
- Proszę pani.. – Charlie postanowił się w końcu odezwać.
- Marysia odzyskała przytomność. – z gardeł chłopaków wydobyło się westchnienie ulgi. Ja jednak czekałam na ciąg dalszy. I ciocia to zauważyła.
- Ona jest chora. Bardzo chora. – szepnęła.
- Na co ? – spytaliśmy jednocześnie.
- Na…

Też Was kocham miśki ;* wiem, że trochę mnie nie było, ale żyję, spokojnie !

Rozdział miał być wczoraj, ale jego pisanie przerwało mi pewne wydarzenie, o którym raczej słyszeliście... zamachy terrorystyczne w Paryżu. Dla mnie było to podwójnie stresujące, gdyż w Paryżu mieszka moja rodzina...

Tak, wiem że żałosne wytłumaczenie, ale cóż... Tłumaczy się winny, a ja winna jestem..

Zakończyłam w takim momencie, bo... Bo tak XD
Ale jest pewna podpowiedź.. Jeśli skupicie się na objawach Mary i trochę poszperacie w Internetach, to być może dowiecie się co jej jest xx

To chyba na tyle... Następna część będzie w piątek lub w sobotę. 

Trzymajcie się misie i dobranoc xx

#PrayForParis






sobota, 7 listopada 2015

INFORMACJE

Hej, dzisiaj rozdziału nie będzie. Bo pomimo tego, iż chciałam go napisać i już miałam początek. Mój ojciec zrąbał mi plany. Nie będę mówić, że mam problemy rodzinne, bo tak nie jest. Po prostu nie zgadzamy się w pewnej kwestii, a ja jestem tak wkurwiona, że nie mam siły ani ochoty dalej pisać. Zobaczymy co będzie jutro, możliwe że się pojawi, ale nic nie obiecuje.  bardzo Was przepraszam, i mam nadzieje, że mi wybaczycie.

Pietruha