środa, 13 lipca 2016

Rozdział 44 - Śmierć... pomysłu Leo

- Hej Mary – nie zwracając uwagi, że siedzę na kolanach jego najlepszego przyjaciela uściskał mnie.
- Hej Leo – odrzekłam, wciąż powstrzymując śmiech – przyszedłeś w jakiejś konkretnej sprawie ? – dopytywałam.
- Tak… Muszę z wami poważnie porozmawiać.

- Leo nie możesz tak sobie wyjechać do Korei. Nie znasz tam nikogo, nie umiesz języka, a co jak pomylisz Koree i zamiast to południowej polecisz do północnej?! Mogą cię tam nawet zabić! - Charlie chodził w te i spowrotem po pokoju zaparczywie gestykulując rękoma.
- Charlie ale to moja jedyna szansa na odzyskanie jej. Za chwilę może być z kimś innym. Kto wie może już ma jakiegoś koreańczyka! - Leo oparł głowę na rękach - Nie chce jej stracić rozumiesz? To tak jakby chodziło o Mary. Ty byś w życiu nie dał za wygraną, a ja mam się tak o poddać? Nie mogę.
- Po pierwsze Charlie uspokój się. Po drugie moja siostra może i jest ostatnią idiotką ale potrafi myśleć i na pewno nie ma żadnego faceta. Po trzecie Leo jeśli ją kochasz daj jej odejść. Jeśli z tobą zerwała miałą ku temu kąketny powód i nie przekonasz jej żeby do ciebie wróciła, jeśli sama nie będzie tego chciała. - westchnęłam. Mama nadzieję, że Nata pomimo tej swojej obsesji na odcięciu uczuć nie wyłączyła mózgu.
Opadłam na poduszkę i zakryłam rękami głowę wydając przy tym coś na styl warknięcia.
- Mary nic ci nie jest? - zaraz obok mnie znalazł się Charlie
- Nie, po prostu muszę to wszystko przemyśleć. Zostawicie mnie samą? - spojżałam na chłopaka. Muszę to wszystko sobie poukładać. Mam stanowczo za dużo pytań.
- Pewnie, chodź Leo pójdziemy coś zjeść.  - Charlie dosłownie wyciągnął Leo na korytarz.
Kiedy drzwi się zakmknęły zakryłam twarz kołdrą. Po cholere ona to wszystko wymyśliła. Czasami zachowuje się naprawdę jak nie dorobiony bahor z ADHD i rozdwojeniem jaźni. Musiała wyjedżać aż do Korei, żeby ogarnąc swoje życie? Nie mogła zostać i po prostu ułożyć sobie związek z Leo zacząć szkołe i wieść spokojne normalne życie?  Nie, to by było zbyt piękne. A teraz jeszcze ten cholerny szpik, którego nie da się przeszczepić. Może zaraz okaże się, że nie jesteśmy siostrami!
Jeszcze trochę i zaczęłabym roznosić ściany. Moje obradowanie przerwało pukanie do drzwi. Wzięłam nakrycie z twarzy i udzieliłam oficjalnej i grzecznej zgody na zawitanie do mego dormitorium. Podobno w ostatnich dniach życia dowcip najbardziej dokazuje. A więc żegnaj świecie.
- Marianno - lekarz próbował wymówić moje polskie imie, ale kiepsko mu to szło - Mam do ciebie dwie wiadomości.  Jak pewnie wiesz twój szpik jest inny niż szpik twojej siostry. Na postawie danych ustaliliśmy, że nie jesteście pełnymi siostrami. Miałyście innych ojców.
Patrzyłam na lekarza jak na ostatniego idiote.
- Czy pan mi właśnie powiedział,  że ja i moja jedyna siostra nie jesteśmy z od jednego ojca?
-  Na to wychodzi.
W tym momęcie nie wiedziałam czy wyzwać go za obrażanie mojej matki, uświadomienie mi, że tak naprawde różnice pomiędzy nami są uzasadnione, czy że śmiał to sprawdzić. To wszystko wydawało się bardzo nieprawdopodobne, że aż ironiczne. Wiele razy pytałam mamy, czy na pewno Natalia nie była adoptowana. Ona wtedy odpowiadała wymijająco, ale zawsze wychodziło na nie. Może tak jak w serialach bała się nam o ty powiedzieć. To wszystko takie dziwne. Spojrzałam lekarzowi w oczy i wybuchnęłam śmiechem.
- To by wiele wyjaśniało - stwierdziłam po chwili. Nie miałam co się tym przejmować ten sam ojciec czy nie to moja siostra, którą kocham i życie bez niej było by jednak smutne. Pomimo tego że utrudnia mi je jak może.
- Cieszę się, że przyjęłaś to tak dobrze. Większość osób histeryzuje i płacze.
- Nie jestem jak większość osób. A z resztą to niczego nie zmienia. Co z tą drugą informacją?
- Cóż znaleźliśmy zgodnego dawce 10/10 teraz tylko twoja ciocia musi wyrazić zgodę na leczenie. Nie możemy czekać dłużej, a jak mi wiadomo wyjechała na konferęcje. Musisz sama podjąc decyzję. Jest pewne ryzyko, ale nikłe w przypadku takiego dawcy.
- Lepsze to niż nic. Gdzie mam podpisać?
Następny tydzień minął mi na badaniach, operacji szpiku i czekaniu na rezultaty. Charlie był ze mną przez te wszystkie dni. Leo wpadał co jakiś czas i żeby się pośmiać czy po prostu pogadać. Nie padło słowo na temat Natalii, ale widziałam,  że nadal go to boli.
Po tygodniu od operacji mój stan zaczął się poprawiać. Lekarze dawali mi duże szanse na przeżycie. Tak też leżałam trwając w tej nadziei przez kolejny tydzień.




Z góry przepraszam za błędy i za to że rozdział tak późno, ale ciężko pisze mi się z perspektywy Marianny a mój ruter ma humorki. 
Uwaga Szykuje się wasza upragniona Historia Alkocholowa