~Marianna~
Chwilę po wyjściu Natki, wszedł do mnie Leondre. Ciocia
nadal spała. Po twarzy bruneta cicho płynęły łzy.
- Co się stało ?- spytała cicho przerażona
- A co cię to obchodzi ? – burknął. Spojrzałam na niego
zaskoczona. To nie był ten Leo…
- Przepraszam – westchnął – Jesteś dla mnie zazdrosna, a ja
się zachowuję jak ostatni cham…
- No to powiedz siostrze co się stało – usiłowałam się
uśmiechnąć.
- Natka… zerwała ze mną… - po jego twarzy łzy spływały już
całą rzeką.
- Uduszę kiedyś tego debila… - jęknęłam – Chodź tu –
wyciągnęłam rękę w stronę bruneta, a gdy podszedł mocno go uściskałam.
- Obiecuję ci, że jak ją dorwę to ją w ten wychudzony tyłek
kopnę – rzekłam
- Nie musisz – na twarzy Leo pojawił się cień uśmiechu.
- Ale mogę – również delikatnie się uśmiechnęłam.
- Lepiej się czujesz ? – zmienił temat – Wybacz, nie
powinienem się pytać – speszył się.
- Nie, w porządku. Już lepiej, jutro mam wrócić do domu, ale
z lekami. Nie wiesz, czy Charlie już poszedł ?
- Poszedł, Natka go wygoniła… Ale jeśli chcesz to mogę…
- Nie – przerwałam mu – musi odpocząć.
- W sumie masz rację… - nagle ciocia drgnęła i gwałtownie
uniosła głowę, przecierając oczy.
- Gdzie… Czyli to nie był sen… - szepnęła, widząc mnie na
łóżku.
- Ciociu…
- Nie Marianna – uśmiechnęła się ciepło – mną się kochana
nie przejmuj – zerknęła na telefon – Ja już muszę jechać, ale wujek przywiezie
ci dzisiaj jeszcze trochę rzeczy i jutro rano wracamy. Jeśli przez noc nic się
nie stanie …
- Dobrze ciociu… Jedź już, Tobias na pewno za tobą tęskni –
przytuliłam ją i wyszła z sali.
- Zostanę jeszcze z tobą, jeśli nie masz nic przeciwko… -
stwierdził Leoś.
- Jasne, że nie mam nic… - przerwał mi telefon. Zerknęłam na
wyświetlacz, dzwoniła Olivia.
- Czy ty żyjesz ?! Przez ostatnie kilka dni znaku życia od
ciebie nie miałam – wydarła się, ledwo odebrałam telefon.
- Livie… - próbowałam dojść do słowa.
- Wiesz, jak się o ciebie martwiłam ?! Ale potem zobaczyłam
zdjęcie na ig Charliego i zrozumiałam ! Szczęścia kochana, no a tak to co u
ciebie ?
- Olivia, jestem w szpitalu.
~Charlie~
Byłem już prawie w domu, gdy usłyszałem, jak ktoś woła moje
imię. Mając nadzieję, że jakimś cudem jest to Mary, odwróciłem głowę. Zawiodłem
się. Kilka metrów za mną szła Rebeca. Zatrzymałem się i spojrzałem na nią
niezbyt przyjemnym wzrokiem
- Czego chcesz ? – spytałem.
- Widziałam wasze zdjęcie… - spojrzałem na nią. Mówiła
podejrzanie spokojnie.
- No i ?
- Chciałam życzyć ci szczęścia. I Mary też. I ja… mam coś dla niej… - zawahała
się. Zerknąłem na nią zdziwiony.
- To list – wyjaśniła wręczając mi kopertę – Możesz jej
przekazać ? Ale proszę, nie czytaj..
- Nie przeczytam – obiecałem, chowając list do kieszeni – I jasne,
że jej przekażę.
- Dzięki. I … Charlie, czy mimo wszystko możemy nadal
utrzymywać ze sobą kontakt ? – spytała, niepewnie zerkając mi w oczy.
- Sądzę, że jest to możliwe – z wielkim trudem posłałem jej
uśmiech, który odwzajemniła.
- To… do zobaczenia – uśmiechnęła się ostatni raz i odeszła.
Ja również przyspieszyłem do domu, przypominając sobie, że czeka na mnie tam
Melody.
- Jestem – krzyknąłem, wchodząc do domu.
- Charlie, wszystko w porządku ? – mama natychmiast do mnie
podbiegła. Łzy pociekły po mojej twarzy, gdy pokręciłem głową.
- Co się stało ? – szepnęła, obejmując mnie ramieniem i
prowadząc do kuchni – I co to za pies ?
- Mamo… ja… Mam dziewczynę
~Marianna~
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- GDZIE jesteś ? – spytała po dłuższej chwili.
- W szpitalu.
- Komuś coś się stało ? Leo, Natce…
- Nie. Mi. Mam białaczkę. – znów zapadła cisza.
- Wybacz że tak prosto z mostu Livie, ale jestem szczera.
- W którym jesteś szpitalu ? – spytała. Podałam jej adres.
- Jestem za 10 minut – powiedziała, rozłączając się.
Leo spojrzał na mnie niepewnie.
- Wszystko w porządku ?
- Tsa… za 10 minut będzie tu Olivia.
- Mam iść, czy…
- Zostań, dopóki ona nie przyjdzie, jeśli możesz –
poprosiłam.
- Jasne, że mogę – chłopak uśmiechnął się delikatnie,
ściskając mnie za rękę.
~Charlie~
- No to chyba dobrze, że masz dziewczynę… - mama zerknęła na
mnie nie pewnie.
- Ale dzisiaj dowiedziałem się, że ma białaczkę. To jej
pies. Rano byliśmy w parku na spacerze i zemdlała, karetka po nią przyjechała….
– znów zacząłem płakać.
- Charlie… będzie dobrze…
- Nie mów tak ! – nie mogłem powstrzymać krzyku – Nie możesz
mówić, że będzie dobrze !
- No to w takim razie… Trzeba mieć nadzieję, że będzie
dobrze – w oczach mamy również zebrały się łzy.
- Przepraszam – szepnąłem uciekając do pokoju. Melody
potruchtał za mną i gdy usiadłem na swoim łóżku, wskoczył mi na kolana.
- Na razie zostaliśmy sami – szepnąłem, głaszcząc go
delikatnie. Poszedłem wziąć szybki prysznic, położyłem się i sam nie wiem kiedy
usnąłem, po pełnym wrażeń dniu.
~Marianna~
Ja i Leondre siedzieliśmy w milczeniu, w ten sposób się
wspierając. Ja jego po rozstaniu, a on mnie w chorobie. Nagle drzwi huknęły o
ścianę i do sali wpadła Olivia. A przynajmniej tak mi się zdawało…
- Coś ty zrobiła… - zaczęłam, patrząc na jej krótko
przystrzyżone, czarne włosy.
- Pofarbowałam się i trochę zmieniłam fryzurę –
odpowiedziała spokojnie. W myślach się pocieszyłam, że w przeciwieństwie do
Natki, odpuściła sobie kolczyki.
- To ja już pójdę – mruknął speszony Leo i szybko opuścił
pokój. Livie ściągnęła perukę i jej blond loki rozsypały się wokół jej głowy.
Patrzyłam na nią z szeroko otwartymi oczmi.
- Co to miało być ? – spytałam.
- Przeczuwałam, że ktoś tu będzie, a chciałam z tobą pogadać
na osobności no i miałam nadzieję że to kogoś odstraszy…
- Ty mój chory pojebie – ze łzami w oczach ją mocno
uściskałam, co odwzajemniła.
- Jestem z Percym – powiedziała, nie pewna mojej reakcji.
- Jeśli jesteś z nim szczęśliwa, to gratki – uściskałam ją
ponownie.
- Sądzę, że nam się uda – odpowiedziała cicho – Ale teraz
opowiadaj.
Więc posłusznie jej opowiedziałam wszystko od dzisiejszego
ranka, aż do teraz.
- Nie mogę w to uwierzyć… Ale już mam pomysł – stwierdziła spokojnie.
- Jaki ?! – spytałam, dziwnie przerażona jej „pomysłem”.
- Zbiorę ludzi do badań. Musisz jak najszybciej mieć
przeszczep i do nas wrócić, misiek – uśmiechnęła się do mnie smutno.
- Olivia… Ja… To bardzo kochane z twojej strony, ale…
- Czyli postanowione – stwierdziła zadowolona, przerywając mi.
Nim zaprotestowałam, rozległo się pukanie, i wszedł wujek z torbą sportową.
- Dobry wieczór panu – blondynka wyszczerzyła się do mojego
wujka – Mary zostawiam cię w dobrych rękach i spadam realizować mój plan –
uściskała mnie po raz ostatni i krzycząc „paa” wybiegła na korytarz. Nim wujek
zdążył się zorientować, wpadła z powrotem i biorąc perukę ponownie wybiegła z
pokoju.
- Z takimi przyjaciółkami chyba szybko wrócisz do zdrowia –
westchnął – A i mam dla ciebie list.
- List ? – powtórzyłam zdziwiona.
~Pani Karen~
Jakiś czas potem, zajrzałam do pokoju syna. Charlie leżał na
łóżku, pogrążony w głębokim śnie. Zobaczyłam leżącą obok niego kopertę,
zaadresowaną do Mary. Zerknęłam na szczeniaka i do głowy wpadł mi pewien
pomysł. Wzięłam list i psa i zeszłam na dół.
- Brooke – zwróciłam się do dziewczyny – idę odnieść psa
pani Ewie, to nie daleko. Ty zostań w domu, dobrze ? Charlie jak by co, śpi na
górze.
- Dobrze mamo – uśmiechnęła się, wracając do oglądania
telewizji.
Wyszłam na dwór i skierowałam się w stronę odpowiedniego
domu. Na podjeździe zobaczyłam samochód i Toma – wujka Marianny – wkładającego do
auta sportową torbę. Dogoniłam go
- Przepraszam… ja jestem…
- Wiem kim pani jest – przerwał mi – Mama Charliego, prawda
?
- Tak.. To jest chyba państwa pies i mam też list
zaadresowany do Mary.
- Przekażę jej, dziękuję bardzo – mężczyzna uśmiechnął się.
- Do widzenia w takim razie – powiedziałam zostawiając szczeniaka
i kopertę w dobrych rękach.
- Do widzenia - odpowiedział
wsiadając do samochodu.
Witam kochane Bambkisielki w Nowym Roku !!
Jak po Sylwestrze, miśki ? Żyjecie, czy jescze kac ? XDD
#MaryPróbujeByćŚmieszna
Za ten rozdział mnie chyba nie zabijecie... Wszystko jest ślicznie wyjaśnione xx
*oprócz listu, ale cii*
Jedziecie na koncert w marcu ? Mi niestety się nie uda, ale czekam na wrzesień xx
Nie wyszła mi końcówka, ale cii... Jest 1:11, a mi się nudzi, więc to co miało być w następnym rozdizale, dałam trochę w tym <3
I chyba tyle...
Papatki, do następnego ~ Maryy xx